Maklak niezwykły
Marta Maklakiewicz, kiedy jej ojciec grał w filmach, kończyła szkoły i pracowała za granicą, gdzie osiadła, jak się okazało, na długie lata. Za oceanem też Maklaka znano, filmy z nim oglądano w polonijnych klubach. I córka częściej widywała go na ekranie niż na żywo, kontakt utrzymywali sporadyczny. Dlatego też podtytuł książki jest skądinąd mylący, bo spojrzenie owych oczu jest rzucone mimochodem, a jej najciekawsze partie skompilowane są z anegdot, wypowiedzi współpracowników Maklaka i, co trzeba autorce oddać, archiwalnych materiałów znalezionych w szufladzie ojca.
Nie brak w tej krótkiej pozycji zapychaczy i trudno otrząsnąć się z wrażenia, że Marta Maklakiewicz napisała książkę, gdyż chciała zwrócić uwagę na wiecznie pomijaną matkę Renatę, również, jak jej mąż, aktorkę i poetkę, potem rysowniczkę i malarkę. Maklak jest jedynie cieniem padającym na żonę i córkę. Cieniem, z którego nie sposób wyjść.