Wsparcie dla zbrodniarzy, "karaluchy" niech radzą sobie same
Przykłady? Proszę bardzo. Demokratyczna Republika Konga, obóz dla uchodźców w Gomie. Społeczeństwo zachodnie omyłkowo wzięło uciekających Hutu (po latach okazało się, że w sumie wymordowali prawie milion swoich pobratymców), za rzekome ofiary rzezi i rozpoczęło szeroko zakrojoną kampanię pomocową. Ofiarodawcy z różnych krajów odkręcili kurek z pieniędzmi, a obóz dla Hutu rozrastał się w zastraszającym tempie, stając się w końcu jednym z największych w historii. Tymczasem prawdziwie poszkodowani, czyli Tutsi, musieli radzić sobie sami.
Co więcej, razem z ludnością cywilną przeniósł się do Gomy cały ekstremistyczny rząd Hutu, armia rządowa i pomagające w ludobójstwie zbrojne oddziały, a humanitaryści, zgodnie z zasadami Czerwonego Krzyża, czyli neutralnością i bezstronnością, pomagały, komu się dało. Natomiast "karaluchy" (Tutsi) "mogli sobie rządzić, ale cmentarzem". Dziennikarka przywołuje świadectwo generała Romeo Daillare’a