Ciemna strona przemysłu humanitarnego
Holenderka jako dziennikarka przemierzyła świat i była świadkiem wielu humanitarnych katastrof (Rwanda, Haiti, Afganistan, Irak). Stworzyła więc relację praktycznie z pierwszej ręki, reportaż zaangażowany, który może (i powinien) stanowić fundament w dyskusji o ciemnej stronie przemysłu pomocowego. Bo czy to możliwe, żeby był on - jak napisał ongiś "Huffington Post" - "drogą do piekieł"?
Pewne jest jedno: wsparcie za wszelką cenę rodzi patologie i nadużycia, z którymi niewiele można zrobić. Często jest bowiem tak, że członkowie instytucji humanitarnych pracujący w niebezpiecznych warunkach, w obawie przed negatywnym odzewem opinii publicznej i obcięciem funduszy, nie podają do wiadomości tego, że dostarczana żywność, leki i inne dobra, są rozkradane przez uchodźców, a następnie sprzedawane lub przekazywane reżimowym władzom. I nie są to wcale jednostkowe przypadki. Kolejnym problemem jest tzw. chaos informacyjny, czy raczej celowe wprowadzanie w błąd opinii publicznej przez sprawców wojen i masakr.