"Kotlet de wole", "cycek z kuraka", „Denmark from chicken”... Tego nie wymyśliłaby nawet Magda Gessler!
Dopiero moi rodzice otworzyli się bardziej na jedzenie rozumiane jako przyjemność, a nie tylko smutną konieczność zaspokojenia głodu, ale i oni – jak reszta ich pokolenia – przeszli tę metamorfozę głównie już po przełomie 1989 roku, po całkowitej przemianie polskich sklepów i jadłospisów.
Moje dzieciństwo pod względem kulinarnym przebiegało – jak zresztą chyba dzieciństwo wszystkich moich rówieśników – raczej w modelu „jak w obliczu braków towarowych dostarczyć dziecku potrzebnych witamin i mikroelementów?” niż „to co dziś zrobimy, bakłażana w sosie teriyaki czy caponatę?”.