"Kotlet de wole", "cycek z kuraka", „Denmark from chicken”... Tego nie wymyśliłaby nawet Magda Gessler!
„Moje babcie nie lubiły gotować (o dziadkach nawet nie wspominam). Jedna, kiedy mąż był w rejsie, posyłała podobno syna codziennie do restauracji. Druga mawiała, że powinna mieć żonę do gotowania i sprzątania– jej flagowym letnim daniem były „pierogi à la Karpińska”, czyli makaron polany ugotowanymi w osobnym garnuszku jagodami. „Smakuje tak samo, a różnica w nakładach pracy ogromna!” – mówiła z zadowoleniem.
Owszem, każda z nich miała swoje specjalności: ta po mieczu naprawdę rewelacyjną szarlotkę i wigilijnego karpia w galarecie, faszerowanego drugim karpiem, ta po kądzieli – indyka w maladze na zimno i nadziewanego wątróbkami i migdałami na gorąco; ale jeśli pominąć te świąteczne wyjątki, nie pochodzę z rodziny, gdzie w kredensie trzymało by się stosy przepisów, przekazywanych z pokolenia na pokolenie.