Chińska kuchnia po polsku
W innym miejscu tomu pisze Nowicki o kuchni chińskiej w polskim wydaniu: „Pokochaliśmy – my, jako naród – chińskie restauracje i bary. Początek, w latach dziewięćdziesiątych, był piękny: przyjeżdżali do nas Chińczycy, i choć często niezawodowi kucharze, pokazywali, jak robić kuchnię w miarę tanią i (w dobrym tego słowa znaczeniu) egzotyczną.
Ale przeszedł sezon na Chińczyków, pognało ich na lepsze rynki pracy; ich miejsce przejęli Wietnamczycy. Nie tylko niezawodowi kucharze, ale ludzie o gotowaniu niemający najmniejszego pojęcia, krawcy, buchalterzy, ci, którym powiodło się na tyle, że zdołali nawiać do Europy. […]
Polska kuchnia chińska to te niezliczone zakłady prowadzone głównie przez Wietnamczyków, pełnych strachu, że będzie plajta: więc dania coraz bardziej odbiegały od oryginału. Został na koniec kurczak z warzywami z mrożonki, sklepowy sos słodko-kwaśny lany bez umiaru, i żadnych ostrości, broń Boże.
Mamy chińską kuchnię, na jaką zasłużyliśmy (a już w Niemczech, już w Wielkiej Brytanii Chińczycy gotują po swojemu, nikt im w gary nie zagląda; a kiedy Wietnamczycy w Polsce gotują dla swoich, to też nie ma taryfy ulgowej, i jest to jedzenie ze wszech miar prawdziwe).