„Dawaliśmy swoją moralną zgodę na krzywdę i dawaliśmy swoją moralną zgodę na zbrodnię. I z tego będziemy się musieli tłumaczyć” Jan Kott
Lawina i kamienie ma nieco sylwiczny charakter. Łączy w sobie walory podręcznika, reportażu, antologii oraz tekstu publicystycznego. Obok wyraźnych opinii, faktów historycznych i wypowiedzi socjologów czy literaturoznawców, znajdziemy tam anegdoty, fragmenty utworów oraz dzienników. Dodatkowym walorem publikacji jest częste dopuszczanie do głosu bohaterów poprzez komentarze i opisy doświadczeń. Dzięki temu książka nie tylko przekazuje podstawową wiedza o epoce, ale również oddaje nastrój i „koloryt” tamtych czasów. Z kolei postawa Bikont i Szczęsnej wobec prezentowanego materiału nie ma nic wspólnego z idącą na kompromis afirmacją czy całkowitym potępieniem. Wyraźny stanowisko oraz jawne sympatie i antypatie nie ograniczają dziennikarskiej dociekliwości – zdawaniu niewygodnych pytań oraz wytykaniu pisarzom bierności, rozmyślnej amnezji lub skłonności do fabulacji. Analizując postawę „pisarzy wobec komunizmu” autorki nie ograniczają się do rozrachunku z okresem stalinowskim i do 10 lat serwilizmu dodają
przeszło 20 lat bardziej lub mniej zaangażowanego rewizjonizmu. Choć główni bohaterowie tej książki to Adam Ważyk, Jerzy Andrzejewski, Kazimierz Brandys, Wiktor Woroszylski, Tadeusz Borowski, Tadeusz Konwicki, to sporo miejsca autorki rezerwują także dla Miłosza, Kołakowskiego, Michnika, Kuronia i Herberta. Jeśli dołączyć do nich całą rzeszę „bohaterów epizodycznych” – pisarzy, publicystów, literaturoznawców o mniej lub bardziej znanych obecnie nazwiskach – to zbiorowym bohaterem książki okazuje się polskie środowisko literackie drugiej połowy XX wieku.
Pierwsze siedem rozdziałów książki zostało poświęconych wojennym i powojennym biografiom pisarzy, którzy związali się z komunizmem. Choć ich doświadczenia różniły się diametralnie, wszyscy stali się sztandarowymi pisarzami systemu. Pisarki starały się prześledzić wydarzenia, które wpłynęły na bohaterów książki, tworząc swoistą galerię motywacji i postaw: wiara i strach, poczucie bezpieczeństwa i uznanie, przychylność środowiska i korzyści materialne, ideologia i wspólnota, rozczarowanie rzeczywistością i konflikt pokoleń, siła charakteru i uleganie wpływom, kariera i szpan. „Powody czy – jak kto woli – usprawiedliwienia można by mnożyć” piszą autorki „Lawiny i kamieni”, z jednej strony krytycznie oceniając zgromadzone w materiale źródłowym wypowiedzi, z drugiej uświadamiając czytelnikowi jak ludzkie było zachowanie ich bohaterów. Bikont i Szczęsna ani nie potępiają, ani nie rozgrzeszają ludzi powojennej Polski, nie usiłują przekonać, że świat jest czarno-biały, ale też wyraźnie odróżniają tych, którzy
powiedzieli „tak”, od tych, którzy zdobyli się na „nie”.
Kolejne cztery rozdziały mówią o wprowadzaniu socrealizmu w Polsce od końca lat ’40 do połowy lat ’50 XX wieku. Niemal podręcznikowy opis tamtego okresu, w którym dokonywał się proces glajchszaltowania polskiej literatury (upaństwowienie i ujednolicenie w myśl zaleceń partyjnych wszelkich przejawów życia kulturalnego), obejmuje zarówno postawy starych mistrzów, jak i wchodzącego w literacki obieg młodego pokolenia („pryszczaci”). Wśród opisywanych zjawisk znalazły się m.in. propaganda, nowomowa, rola komunizmu na Zachodzie, POP ZLP, krytyka socrealistyczna, schematyzm, literatura okolicznościowa, samokrytyki. Anegdoty oraz fragmenty dzienników Dąbrowskiej i Tyrmanda towarzyszą analizom ówczesnych mechanizmów przekuwania pisarzy na „inżynierów dusz” – wprowadzania obrzędowych formy życia literackiego, kiedy to wysyłano pisarzy do fabryk, na obowiązkowych zebraniach odczytywano referaty z dyrektywami, jak należy pisać, przyznawano nagrody literackie za „dobre chęci”, a za wszelkie, prawdziwe i wyimaginowane,
odstępstwa zmuszano do składania samokrytyki. I choć wielu członków ZLP nie akceptowało zaprowadzanego przez Ważyka i Putramenta porządku, tylko nieliczni mieli odwagę powiedzieć to głośno. Posiadanie własnych poglądów oznaczało bowiem utratę przywilejów i wykluczenie, czego dramatycznym przykładem było wystąpienie Aleksandra Wata przeciw partii, które przypłacił chorobą.
Na stronach rozdziałów od 12 do 20 autorki śledzą stopniowy przemianę, czyli odejście od socrealizmu, które poprzez całokształt wydarzeń określanych jako Październik '56, doprowadziło do „małej stabilizacji”. Za pierwsze wyłomy w dotychczasowym statusie quo pisarki uważają wystąpienie Ludwika Flaszena pt. „Nowy Zoil” (1951), a przede wszystkim emigrację Miłosza oraz zagadkową śmierć Borowskiego. Czesław Miłosz, który decyduje się na emigrację, pisze Zniewolony umysł i współpracuje z paryską „Kulturą”, zostaje wyklęty jako zdrajca zarówno przez środowisko krajowe, jak i przez kręgi emigracyjne – Miłosz krytykował bowiem oba środowiska. W krajowej literaturze nagonce na Miłosza patronowali pisarze tej miary, co Słonimski, Iwaszkiewicz czy Brandys („Nim będzie zapomniany”). Autorki omawiają również dylematy, związane z życiem na emigracji: nieobecność w polskim obiegu literackim, odcięcie od masowego czytelnika, problemy z utrzymaniem. Śmierć Borowskiego nadal pozostaje niewyjaśniona, ale Bikont i Szczęsna,
obok przedstawienia oficjalnej przyczyny zgonu (zatrucie gazem), rozpatrują hipotezy innych przyczyn, które mogły doprowadzić Tadeusza Borowskiego do samobójstwa (romans, powody ideologiczne, depresja). Ten fascynujący rozdział ma w sobie coś z powieści – plotki i domysły mieszają się tu z faktami, a postać Borowskiego obrasta w legendę.
Choć reakcje na śmierć Stalina (1953) przyniosły permanentne świadectwo serwilizmu, to następująca po nich okres fermentu Bikont i Szczęsna nazywają „pękaniem lodów”. Ich zdaniem odwilż zaczęła się jeszcze przed słynnym Październikiem, ale skończyła się wraz z nim. Powstają wtedy teksty o charakterze „rozliczeniowym” i rewizjonistycznym, między innymi słynny „Poemat dla dorosłych” Ważyka, wymierzony w ukochany przez władze mit Nowej Huty. Ówczesne „samokrytyki” pisarzy przez wiele osób były uważane za nieprzekonujące. Według Różewicza i Szymborskiej ludzie, którzy przyczynili się do triumfu socrealizmu, zaczęli rościć sobie prawo do moralnej oceny, jak gdyby wcale nie przyłożyli do tego ręki. Z drugiej strony napisane wtedy teksty mają tendencję do demonizowania zła, sprowadzania rozmyślnych działań do rangi zaćmienia umysłu, dziwnego i niewyjaśnianego zjawiska lub niegodziwego wykorzystania przez system młodzieńczych ideałów. Zdaniem autorek książki: „w tamtym czasie spory ideowe intelektualistów
zaangażowanych w komunizm nie dotyczyły bynajmniej jego odrzucenia, raczej poszukiwania, gdzie jest to miejsce dla uczciwego partyjnego” (s. 246). W okresie Października ’56 główni bohaterowie książki albo schodzą na drugi plan (Ważyk zajmuje się tłumaczeniami), albo stają się liderami rewizjonistów. Ci drudzy, mimo że Październik przyniósł nadzieję na poprawę sytuacji, szybko przekonali się, że „dyktatura nie może być liberalna”: Gomułka odmówił zgody na stworzenie czasopisma „Europa”(1957), „Nowa Kultura” została przekształcona w propartyjną „Kulturę” warszawską, a cenzura zatrzymała literaturę obrachunkową. Pisarze zaczęli występować z partii.
Rozdziały 21-31 opisują działania pisarzy na rzecz zniesienia dominacji władzy nad życiem literackim, przedstawiają okoliczności w jakich odbywała się walka o prawa obywatelskie, a także oddają atmosferę tego okresu, wywołaną prześladowaniami, inwigilacją, aresztowaniami i zakazem publikacji. Są świadectwem rozdarcia intelektualistów pomiędzy chęcią przeciwstawienia się władzy a obawą przed konsekwencjami. Do grona bohaterów Lawiny i kamieni dołączają przedstawiciele młodszego pokolenia: Michnik i Kuroń. W tej części książki Bikont i Szczęsna piszą o wydarzeniach z lat ’60 takich jak: List 34, „sprawa Kołakowskiego”, Marzec 68 oraz opisują wydarzenia polityczne i specyfikę życia, jakie prowadzili literaci w latach ’70 i ’80.
List 34, napisany w 1964 roku pierwszy zbiorowy protest intelektualistów (pisarzy i profesorów), pokazał, że wspólny sprzeciw zarazem jest i nie jest możliwy. Obrona wolności słowa była dowodem niezwykłej jak na owe czasy postawy obywatelskiej, ale jednocześnie ujawniła ogromny stopień zastraszenia i zniewolenia środowiska oraz styl, w jaki władza reagowała na brak podporządkowania. List 34 zapoczątkował długi szereg listów i petycji kierowanych do władz i różnych grup społecznych (powstało wtedy określenie „gnida”, oznaczające intelektualistę wykręcającego się od złożenia podpisu). „Sprawa Kołakowskiego”, czyli wystąpienie Kołakowskiego, w którym mówił o „pauperyzacji duchowej” społeczeństwa, po czym został wyrzucony z partii, a wraz z nim odeszli m.in. Szymborska, Konwicki i Woroszylski. Dla autorek książki wydarzenie to stanowiło koniec małej stabilizacji.
Marzec ‘68 – mówiąc w skrócie: „Dziady” Dejmka, wojna sześciodniowa (1967), podsycane przez władzę nastroje antysemickie i kampania antyinteligencka („Studenci do nauki, literaci do pióra”). Ale książka opowiada także o żydowskich korzeniach Ważyka i Woroszylskiego, o niechlubnej postawie społeczeństwa, o wojskach polskich w Czechosłowacji, o przemówieniu Gomułki, w którym atakuje Pawła Jasienicę i Stefana Kisielewskiego (Kisielewskiego pobito na ulicy, Jasienica zaszczuty przez władzę zmarł w 1970 roku), o prześladowaniach Stryjkowskiego i Brandysa (który nie ukrywał się podczas okupacji, a w Marcu ’68 bał się wyjść z domu). Wszystko to opatrzone przejmującymi anegdotami oraz niezwykle krytycznymi uwagami autorek.
Lata siedemdziesiąte, kiedy powstał KOR, a dzięki konsumpcyjnym obietnicom zrobił karierę Gierek, to okres gry z cenzurą, represji i rozliczeń. Powstaje wtedy literatura lustracyjna, której w kraju prekursorami byli Putrament („Małowierni”) i Bratny. W przeciwieństwie do wyznań byłych komunistów na Zachodzie („Bóg, którego nie było”), wśród których znaleźli się m.in. A. Koestler i A. Gide, polscy pisarze odmawiali tłumaczeń, uważając, że młodzi nie mają prawa ich osądzać przez pryzmat jednego etapu ich życia, a postawa samozwańczych sędziów ma w sobie coś perwersyjnego. W aktach IPN znajdują się teczki Andrzejewskiego, Brandysa i Ważyka, ukazujące zasięg inwigilacji, jakiej poddano środowisko literatów (donosiciele, podsłuchy, obserwacja, kontrola korespondencji). Na porządku dziennym były włamania do domów pisarzy, akty agresji, telefony z pogróżkami, aresztowania oraz zakazy publikacji, które pozbawiały ludzi pióra środków do życia.
Przełom lat ’70 i ’80 obfitował w doniosłe wydarzenia. Powstały „Zapis” i NOVA – czasopismo i wydawnictwo drugoobiegowe. Publikowano na ich łamach książki, które nie mogły się ukazać w obiegu oficjalnym ze względu na cenzurę („zapis” cenzorski to zakaz publikacji). Karol Wojtyła został papieżem, Miłosz otrzymał nagrodę Nobla. Sierpień 1980 przyniósł narodziny „Solidarności” – dzięki poparciu robotników uwolniono członków KOR-u, a objęci zapisem literaci, mimo kampanii przeciw „antysocjalistycznym” pisarzom, powrócili na oficjalne łamy. Wypadki te niosły w sobie ducha wolności, na co władza odpowiedziała wprowadzeniem stanu wojennego, który Woroszylski skwitował słowami: „za Gierka nie ruszano pisarzy, ale zatrzymywano ich książki, a za Jaruzelskiego aresztuje się pisarzy, ale książki są na wolności”, Kołakowski zaś w tekście „Ja będę łagodniejszym katem” demaskował obłudę argumentu władz, że lepsza okupacja przez polskie siły bezpieczeństwa niż sowiecka inwazja. Podczas stanu wojennego umarł Ważyk (rak)
i Andrzejewski (udar), a Okrągły Stół to już zdaniem autorek czas, kiedy główni bohaterowie książki stopniowo usuwali się w cień.
W rozdziałach 32 i 33, uzupełnionych aneksem, można odnaleźć głosy dokonujące rozliczenia pisarzy z ich związków z władzą. Główną rolę odgrywają tu słowa potępienia ze strony Trznadla (Hańba domowa), Herlinga-Grudzińskiego i Herberta, wykorzystywane przez środowiska prawicowe („Acana”). Pisarki jawnie wyrażają swój sprzeciw wobec postawy „jedynych sprawiedliwych” i kompromitują mit przepaści między kryształowym społeczeństwem a zaprzedanymi władzy intelektualistami. Pokazują, że w wielu przypadkach owi „jedyni sprawiedliwi” mają nieczyste sumienie, a wystąpienie Herberta, który atakuje swych wieloletnich przyjaciół, jest uwikłane w prawdziwy dramat osobisty.
To oczywiste, że książka prezentuje tylko jeden z możliwych punktów widzenia, ale taki, za którym stoi ponad 500 stron porządnie zredagowanego tekstu. Nie oczekiwałam, że Lawina i kamienie odsłoni mi jedyną obiektywną prawdę na temat postawy pisarzy wobec komunizmu. I nie będę twierdzić, że po przeczytaniu książki Bikont i Szczęsnej takową znam. Właśnie po to warto przeczytać te 584 strony. Żeby zrozumieć, jak mało wiemy i o jak wielu rzeczach prawdopodobnie nie dowiemy się nigdy. A także po to, by zrozumieć, że nie można sobie pozwolić na to, by te pięćdziesiąt lat dla młodych pokoleń było tylko białą plamą w historii XX wieku lub powodem dla lustracyjnej ekscytacji.