"Dobre asfalty" i "powalone czarnuchy"
Choć Anioły chętnie używały emblematów takich, jak krzyż żelazny i swastyka, nie do końca jasny wydaje się ich stosunek do innych ras. Jak pisze Thompson: "Ich granice tolerancji rasowej były dziwnie pokręcone - tak, że pojedyncze "dobre asfalty" znajdowały się po jednej ich stronie, a cała masa "powalonych czarnuchów" po drugiej. Jeden z Nomadów (dawniej oddział z Sacramento) współdzielił mieszkanie z czarnym artystą, który podczas wszystkich imprez Aniołów ani przez chwilę nie dał po sobie poznać, że czuje się nieswojo. Wyjęci spod prawa motocykliści mówią na niego "porządny kocur".
"On jest artystą - powiedział mi jednej nocy Jimmy na imprezie w Oakland. - Nie znam się na sztuce, ale mówią, że jest dobry". Naiwnym byłoby jednak twierdzenie, że rasa nie okazywała się często czynnikiem, który wykluczał szanse na dołączenie do grupy: "Charley to kolejny fajny asfalt - żylasty, drobny Murzyn, który jeździł z Aniołami od tak dawna, że niektórzy z nich krępowali się mówić, dlaczego nie należał do klubu. "A niech mnie, lubię tego małego skubańca - powiedział jeden. - Ale nigdy się nie dostanie. Myśli, że mu się uda, ale nie ma takiej opcji... Wystarczy, że sprzeciwi się dwóch; mogę ci ich wskazać w trymiga".