"Będzie nosił spodnie, dopóki nie zgniją"
Warty wzmianki jest niewątpliwie cały rytuał związany z przyjmowaniem do grona Aniołów nowych członków. Choć rzecz zdecydowanie należy do kategorii "nie czytać w trakcie jedzenia", determinacja, aby znaleźć się pełnoprawną częścią grupy, okazywała się zwykle silniejsza niż obrzydzenie. Oto jak wspomniany ceremoniał opisał Thompson: "Każdy kandydat na Anioła przybywa na inicjację w nowych levisach i w pozbawionej rękawów dżinsowej kurtce z nieskazitelnym logiem na plecach.
Ceremonia różni się w zależności od oddziału, jednak najważniejszym jej punktem jest plugawienie munduru kandydata. Podczas takiego spotkania zbiera się kał i mocz do wiadra, z którego następnie wylewa się zawartość na głowę nowicjusza w uroczystym geście chrztu. Albo też rozbiera się on do naga, a wtedy gnojówką polewa się jego ciuchy, podczas gdy część ekipy masakruje je buciorami. To właśnie są jego "firmówki" - będzie je nosił każdego dnia, dopóki nie zgniją".