Trwa ładowanie...

Kingdom Come – recenzja komiksu wydawnictwa Egmont

Jeszcze całkiem niedawno wahałem się, czy dla "Kingdom Come" nie poświęcić nerki. Na szczęście Egmont wypuścił wznowienie w serii DC Deluxe. Nie mam więc blizny, acz nie dostałem też komiksu, jakiego oczekiwałem.

Kingdom Come, scen. Mark Waid, rys. Alex RossKingdom Come, scen. Mark Waid, rys. Alex RossŹródło: Materiały prasowe
d1862n8
d1862n8

Podobnie jak wielu z was nie zapałem się na 1. wydanie komiksu Marka Waida i Aleksa Rossa. "Kingdom Come" latami był poza zasięgiem mojego portfela, a chęć położenia łapsk na albumie podsycała towarzysząca mu aura arcydzieła. Kiedy więc Egmont zapowiedział wznowienie, uderzyłem głową w sufit. Niestety, "Kingdom Come" okazał się tytułem poniżej wszelkich oczekiwań.

Punkt wyjścia kreślony przez Waida jest obiecujący: herosi DC tetryczeją na emeryturze, podczas gdy nowe pokolenie metaludzi bierze sprawy w swoje ręce. Kiedy jednak dochodzi do tragedii, stara gwardia wraca, a szpakowaty Superman staje przed "wielkim moralnym dylematem". Jestem świeżo po lekturze "Kingdom Come" i mam wrażenie, że gdyby nie rysunki Aleksa Rossa, do których zaraz dojdziemy, to zapewne w ogóle byśmy o tym komiksie nie rozmawiali.

Komiks - renesans gatunku

Scenariusz nie odbiega w niczym od typowego superbohaterskiego eventu, wyładowanego po brzegi starymi i nowymi postaciami. Historia w żadnym momencie nie zaskakuje, intryga jest dziecinna, a przyjęta przez Weida strategia polegająca na mitologizowaniu bohaterów tylko pogłębia przepaść między nimi a czytelnikiem.

d1862n8

Do tego tanie biblijne paralele i nieznośny patos jak na paradzie z okazji 4 lipa. Jasne, da się przez to przebrnąć, ale zapomnijcie o jakieś głębszej refleksji czy próbie przemeblowania gatunku. Tak naprawdę jedyną atrakcją, przeznaczoną jednak dla bardzo wąskiego grona, są liczne nawiązania do przepastnego uniwersum.

Kingdom Come Materiały prasowe
Kingdom ComeŹródło: Materiały prasowe

Co w takim razie zostaje w głowie po lekturze "Kingdom Come"? Oczywiście oprawa autorstwa młodziutkiego Aleksa Rossa, który chwilę wcześniej dał się poznać dzięki "Marvels", wybitnej 4-częściowej serii stworzonej do spółki z Kurtem Buśkiem.

Zarówno tam, jak i tu Ross prezentuje ultra realistyczny, niezwykle sprawny technicznie styl, silnie zakorzeniony w twórczości amerykańskich klasyków pokroju Normana Rockwella. Określenie "kicz" jest w pełni uprawnione, choć wiadomo – każdemu jego porno.

d1862n8

Rossowi na pewno nie można odmówić talentu, acz mam wrażenie, że akurat w "Kingdom Come" jego rysunki wyjątkowo wyzbyte są jakiejkolwiek dynamiki. Boleśnie widać to zwłaszcza w scenach trykociarskiego "łubudu". Pomijam już fakt, że twórczość Rossa o wiele lepiej sprawdza się w przypadku plakatów czy okładek niż komiksu.

Kingdom Come Materiały prasowe
Kingdom ComeŹródło: Materiały prasowe

Pierwsze polskie wydanie "Kingdom Come" ukazało się w 2005 r. Od tamtego czasu nakład zdążył się wyczerpać, a egzemplarze w drugim obiegu osiągały nieprzyzwoite ceny. Wznowienie komiksu Waida i Rossa jest więc nie lada gratką, zwłaszcza że Egmont nieźle je dopieścił.

d1862n8

Wprawdzie pomniejszono format, aby pasował do serii DC Deluxe, ale w zamian dostajemy furę dodatków – m.in. szkice, galerie, dossier postaci, okolicznościowe teksty (m.in. ojca rysownika) czy bogate przypisy, które szczegółowo naświetlają konteksty i po ludzku ułatwiają połapanie się w tym pierdzielniku.

Dla fanów DC, pasjonatów historii komiksu superbohaterskiego czy twórczości Rossa "Kingdom Come" to zapewne zakup obowiązkowy. I na zdrowie, nie będziecie zawiedzeni. Dla reszty rzecz, którą z czystym sumieniem można odpuścić, a świat się nie zawali.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d1862n8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1862n8