Kazimierz Kutz: zawsze wiedziałem, że będę pisał książeczki
WP: Zdecydował się Pan na formę gawędy, w której historie się mnożą, jedna rodzi następną, pojawiają się liczne dygresje, do tego dochodzi bogata genealogia. Czytelnicy się w tym gubią... * * Kazimierz Kutz: Zastanawiałem się nad formą, bo to nie mogła być powieść rodzajowa, psychologiczna. To pomysł epicki, że Szopienice to jest wszechświat. Wydawało mi się, że trzeba się odnieść do tego archaicznego, najstarszego gatunku literatury epickiej, czyli do gawędy. W tym sensie archaiczność Śląska wydawała mi się koherentna z archaicznym doświadczeniem literackim. I zaczęło mnie bawić, jak dzisiaj ta stara forma może funkcjonować. Jako zadanie pisarskie wydało mi się to bardzo atrakcyjne.
Nie chciałem napisać książki w języku śląskim, bo wtedy taka książka byłaby hermetyczna. Jednocześnie język śląski, niesłychanie atrakcyjny, nie mógł być tu pominięty, dlatego, że dla Ślązaków polszczyzna jest językiem obcym. Jako człowiek wykształcony władam językiem polskim, ale ja opowiadam nie o Polsce, ale o Śląsku.
Jednocześnie jest to książka o tym, jak się rodzi pisarz. Pisarze rodzą się z konieczności. Setki tysięcy uczestniczy w wojnach, a tylko jeden czy dwu opowiada o tym. Bohater postanawia napisać książkę, ponieważ jest to forma oczyszczenia przyjaciół i siebie. To jest książka bliska perspektywie tego, co antyinteligenckie, antyszlacheckie, dlatego moja książka może się wielu osobom nie podobać. S’il vous plaît!