Kazimierz Kutz: zawsze wiedziałem, że będę pisał książeczki
WP: Pana bohaterowie idą po linii prostej, doskonale wiedzą skąd pochodzą, jakie są ich korzenie i wiedzą, dokąd zmierzają. Przeciwności losu ich nie niszczą, oni dalej robią swoje. To śląska cecha? * * Kazimierz Kutz: To jest słuszna uwaga. Ślązacy nauczyli się, że trzeba ten los nieść, że buntowanie się dla samego buntu nie ma sensu. Na Śląsku główną kategorią, która ludzi motywuje, jest egzystencja, to znaczy żyć w każdych warunkach dochowując wiary pewnym zasadom, mieć pracę i robić wszystko, żeby jej nie stracić. W związku z tym na Śląsku wszystko robiono, żeby praca była dziedziczona. Innych możliwości nie mieli. Nie mogli robić nic innego poza tym, co było im dane – mieli zapieprzać w najgorszych warunkach. Mężczyźni ciężko pracowali i nie mieli czasu ani siły zajmować się dziećmi, to robiły kobiety. Największym nieszczęściem było, jak w rodzinie trafił się alkoholik, który tracił pracę, albo złodziej. Wszyscy byli wychowywani w przekonaniu, że życie będzie ciężkie i
że trzeba trzymać się swojej rodziny. W związku z tym sprawa małżeństwa była bardzo ważna, dobre małżeństwo było gwarancją przetrwania.
Ślązacy odwrócili się od świata, bo świat się od nich odwrócił. Mieli tylko swój kościół, swoją dzielnicę, swój zakład i mieli swą własną kulturę. Im żaden patriotyzm nie był potrzebny. Sami dali sobie radę i przetrwali. Dlaczego przetrwali? Nie mając swego państwa, elit, pisarzy, artystów. To jest niesamowite i o tym ja opowiadam!