Musimy się godzić z regulaminami
Dlaczego jednak obowiązują dzisiaj, 25 lat po "uwolnieniu" internetu, gdy technologia pozwala kontrolować informatykom Google treść wszystkich publikowanych na YouTube filmików (i usuwać je, jeżeli naruszają interes na przykład wielkich wydawców)? Przecież taka sytuacja nie miałaby racji bytu w żadnym innym wypadku. Gazeta publikująca nagranie zgłoszenia Jadwigi H. lub użyczająca swoich łamów nienawistnikom prześladującym Hannah Smith zostałaby spacyfikowana. A jednak w internecie jest to możliwe.
Orliński umiejętnie punktuje także brak równowagi panujący w sieci. Porównuje politykę wielkich korporacji i służb specjalnych do weneckiego lustra - "my" nie wiemy o "nich" nic (bo to tajemnica firmy albo bezpieczeństwa narodowego), "oni" wiedzą o was wszystko, bo nadużywają swojej silniejszej pozycji (a zresztą nie powinniśmy mieć nic do ukrycia). To przypadek chociażby znienawidzonych przez internautów regulaminów usług, z zapisami których, teoretycznie, można się nie zgodzić.
Piszę teoretycznie, gdyż w praktyce, jak dowodzi Orliński, nie mamy takiej możliwości. Przecież oznaczałoby to zmianę zawodu lub rezygnację z korzystania z poczty elektronicznej. Każdej, nie tylko gmaila. Warto wiedzieć bowiem, że Google prześwietla nie tylko maile pisane, odbierane i wysyłane na gmailu, ale także przychodzące spoza gmaila.