Bolesny przywilej niejawnej córki prezydenta
"W tych rzadkich przypadkach, gdy znajdowaliście się u jego boku, w "przestrzeni publicznej", wymienialiście porozumiewawcze spojrzenia chroniące waszą tajemnicę, ale mieliście zakaz skoczenia mu w ramiona. W szkole należał do wszystkich, można było komentować jego działania i gesty. Nie mieliście w tym przewagi nad innymi, utrzymywaliście się na ich poziomie. Jednak gdy ktoś go krytykował, cierpieliście bardziej od innych. Był to wasz jedyny przywilej" - wspomina Pingeot.
Jej zdaniem nie było żadnego związku między jednym a drugim wcieleniem Mitteranda. Prezydent oglądany w telewizji, gracz polityczny i aktor grający na oczach całej Francji był zupełnie kimś innym niż ojciec siedzący obok swej córki przy stole, odkładający widelec po zjedzonej właśnie kolacji.