Uzależnieni od adrenaliny
Maniek twierdzi, że PTSD to coś, co przydarzyło się innym, nie jemu. To inni mają problemy, są zwichrowani, nie radzą sobie z codziennością. On ma żonę, dzieci. Do Iraku pojechał przeżyć przygodę, pozostawiając brzemienną małżonkę, Olgę. Po śmierci córki truła się, miała depresję - Maniek uciekał na kolejne misje, byle być dalej od niej i problemów. Musiała się pozbierać, żyć dla dzieci, w panice reagując na każdy telefon czy domofon, bojąc się, by nie usłyszeć: "Pani mąż poległ". Mąż tymczasem, towarzysząc jej w rozmowie deklaruje, że jakby powiedzieli mu, żeby znów jechał, to w piętnaście minut jest spakowany. Bo tam czekają nań chłopaki, wojna, więzy, jakie tworzą się między żołnierzami. Tam jest jego rodzina. Tymczasem Olga, otoczona wianuszkiem czwórki dzieci smutno mówi, że Maniek jeździł dla adrenaliny, bo nie ma tam obowiązków rodzinnych, problemów, nikt nad uchem nie gada. Jak na koloniach, a do tego postrzelać można. Obecnie, brak adrenaliny jej mąż rekompensuje sobie dowodząc klanem w World of
Tanks. Bawi się w wojnę, znów ucieka od codzienności. Ale to nie on, to inni mają problemy i sobie nie radzą - jemu jest doskonale...