Czy śledztwo było równie brutalne jak w wypadku mężczyzn - Żołnierzy Niezłomnych?
Mamy tylko relacje pośrednie. Zdążyliśmy wysłuchać żyjących jeszcze świadków egzekucji "Inki" i "Zagończyka", świadectw dotyczących śledztwa nie mamy. Strażniczka więzienna z Gdańska, Sabina, przekazała, że do celi "Inki" UB wpuściło żony ubeków, którzy zginęli w starciach z żołnierzami "Łupaszki". Chyba nie po to, by się pojednały... Czy pan może to sobie wyobrazić? Po tej Sabinie ślad się niestety urwał, wyjechała do Niemiec, prawdopodobnie już nie żyje.
Czy wyrok sądu może być traktowany jako mord sądowy w tym sensie, że decyzja o jego wykonaniu zapadła już przed procesem?
Był to mord w każdym sensie - poczynając od "podstawy prawnej" w postaci dekretu tzw. Krajowej Rady Narodowej i jej moskiewskiej kreatury Bolesława Bieruta. Bierut nie miał uprawnień do stanowienia w Polsce jakiegokolwiek prawa, do wydawania "dekretów". To były "dekrety" wroga, okupanta. W związku z tym nie ma znaczenia, czy "wyroki" śmierci (wszystkie terminy prawne w odniesieniu do tamtego czasu w Polsce powinny być brane w cudzysłów, zwłaszcza "śledztwo", "proces", "wyrok") na polskich patriotów wydawane były przez "sąd", czy przez UB, jeszcze przed "procesem". W latach 90. Sąd Okręgowy w Gdańsku unieważnił "wyroki" na "Inkę" i "Zagończyka". To nie była jakaś tam "rehabilitacja". Po prostu unieważnił "wyroki"! Dlaczego? Sąd uznał, że te "wyroki" wydano z powodu działalności oskarżonych "na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego". I to jest istota sprawy.