Gwóźdź do trumny przyjaźni
"Obaj byli wielkimi poetami, ale o odmiennych temperamentach. To jest bardzo trudny problem i jeszcze długo będzie rozważany, ale pewnych rzeczy nie można uniknąć i te lata osiemdziesiąte zaczęły drążyć przepaść, a "Chodasiewicz" stał się, co tu dużo mówić, gwoździem do trumny tej przyjaźni, bo Herbert chciał zranić, choć chyba nie spodziewał się, że to zostanie tak rozdmuchane" - opowiada Katarzyna Herbertowa w cytowanym wywiadzie.
Do śmierci Herberta (zm. 28 lipca 1998 roku) nie doszło już do żadnego spotkania wieloletnich przyjaciół. Dopiero w maju 1998 roku Miłosz przedzwonił do Herberta. Przekonał go do tego brat poety, Andrzej Miłosz, który wiedział, jaki jest jego stan zdrowia.
Katarzyna Herbertowa stała wtedy przy łóżku swego męża: "Miłosz był w dobrym nastroju, rozmawiali bardzo swobodnie, ale o niczym ważnym [...]. To była jakby normalna pogawędka, żadnej skruchy z jednej czy z drugiej strony - po prostu nie było sprawy. Obaj się śmiali, mój mąż odebrał ten telefon z radością - jakby dwóch przyjaciół spotkało się na ulicy, rzucając się sobie w objęcia ze słowami: "Jak fajnie, żeśmy się spotkali".