Mistrz ucieczek
Zdzisław Najmrodzki, najpóźniejszy z przytaczanych przez autora przykładów, trudnił się przede wszystkim, choć nie tylko, kradzieżą samochodów (w swoim repertuarze miał również brawurowe włamania do Peweksów). Nie byłoby w tym jeszcze nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że przestępca zasłużył sobie na miano króla ucieczek.
Z gliwickiego sądu wydostał się w trakcie przerwy w rozprawie - za pomocą zamontowanego w celi sznura zjechał na dół z wysokości drugiego piętra (jak się okazało, kraty już dawno były przepiłowane, zabezpieczał je jedynie kit). Na dole czekał rzecz jasna zmotoryzowany wspólnik. To jednak nic: policja odkryła, że w razie niepowodzenia gangster i jego koledzy mieli jeszcze jeden pomysł: "wyszło na jaw, że gdyby Najmrodzkiego na przerwę obiadową zamknięto gdzie indziej, to też by zwiał, wprost z sali rozpraw (...). Za ławą oskarżonych wisiała kotara, a za kotarą było tajemne przejście do szkoły sąsiadującej z gmachem sądu (...) Najmrodzki miał siedząc pomiędzy milicjantami, zrobić gwałtowne salto w tył i zniknąć za kotarą".