Trwa ładowanie...
di5v0qf
03-02-2020 22:58

Dziedzictwo. (#2). Najstarszy

książka
Oceń jako pierwszy:
di5v0qf
Dziedzictwo. (#2). Najstarszy
Tytuł oryginalny

Inheritance: Eldest

Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Drugi tom światowego bestselleru "Eragon". Zapada mrok... w sercach wzbiera rozpacz... zło triumfuje... Zaledwie kilka dni temu Eragon i jego smoczyca Saphira ocalili kryjówkę buntowników przed atakiem wojsk króla Galbatorixa, okrutnego władcy imperium. Teraz muszą udać się do Ellesmery, krainy elfów, gdzie Eragona czeka dalsze szkolenie. Musi nauczyć się jeszcze lepiej władać bronią Smoczych Jeźdźców: mieczem i magią. Wyrusza zatem w najważniejszą podróż swego życia, poznaje nowe cudowne miejsca i nowych kompanów, przeżywa nowe przygody. Lecz cały czas towarzyszy mu chaos i zdrada, i nic nie jest takie, jakim się wydaje. Wkrótce Eragon nie wie już, komu może zaufać.

Dziedzictwo. (#2). Najstarszy
Numer ISBN

978-83-7480-004-4

Wymiary

135x205

Liczba stron

624

Język

polski

Fragment

Rozdział 1: Bliźniacze klęski Pieśni umarłych to lamenty żywych. Tak właśnie pomyślał Eragon przekraczając rozrąbane truchło Urgala i słuchając zawodzenia kobiet, zbierających szczątki ukochanych z mokrej od krwi ziemi Farthen Dûru. Za jego plecami Saphira delikatnie okrążyła zwłoki. Jej lśniące błękitne łuski stanowiły jedyną barwną plamę pośród mroku wypełniającego wydrążoną górę. Minęły trzy dni od czasu, gdy Vardeni i krasnoludy stanęli do walki z Urgalami o Tronjheim, wysokie na milę stożkowe miasto przycupnięte pośrodku Farthen Dûru, lecz na polu bitwy wciąż pozostało mnóstwo trupów. Było ich po prostu zbyt wiele, by móc pogrzebać wszystkie od razu. W oddali, pod murem Farthen Dûru, płonął wielki ogień, do którego wrzucano martwe Urgale. Nie dla nich pogrzeby i zaszczytne miejsca spoczynku. Od chwili gdy ocknął się i odkrył, że Angela uleczyła mu ranę, Eragon trzykrotnie próbował pomagać w zbieraniu zwłok. Za każdym razem atakował go straszliwy ból, zdający się eksplodować gdzieś w kręgosłupie. Uzdrowiciele podawali mu najróżniejsze mikstury, Arya i Angela twierdziły, że całkiem wrócił do zdrowia, on jednak wciąż cierpiał. Nawet Saphira nie potrafiła mu pomóc - dzieliła tylko z nim ból, który docierał do niej poprzez łączącą ich umysłową więź. Eragon przesunął dłonią po twarzy i uniósł wzrok ku gwiazdom przeświecającym przez odległy krater Farthen Dûru. Po niebie snuły się pasma tłustego dymu. Trzy dni. Trzy dni, odkąd zabił Durzę; trzy dni, odkąd ludzie zaczęli nazywać go Cieniobójcą; trzy dni, odkąd resztki świadomości czarownika opanowały mu umysł. Wówczas ocalił go tajemniczy Togira Ikonoka, Kaleka Uzdrowiony. Nie opowiedział o tej wizji nikomu prócz Saphiry. Walka z Durzą i mrocznymi duchami, które nim zawładnęły, odmieniła Eragona, choć sam nie wiedział jeszcze, na lepsze czy na gorsze. Czuł się dziwnie kruchy, jak gdyby nagły wstrząs mógł strzaskać jego ciało i umysł. Teraz zaś, wiedziony niezdrową ciekawością, przybył na miejsce walki. Nie ujrzał tam jednak chwały, którą zapowiadały pieśni o bohaterach, lecz jedynie aurę śmierci i rozkładu. Dawniej, nim jeszcze wiele miesięcy wcześniej Ra’zacowie zabili jego wuja Garrowa, widok podobnie brutalnego starcia ludzi, krasnoludów i Urgali zniszczyłby Eragona. Teraz czuł jedynie odrętwienie. Z pomocą Saphiry zrozumiał, że jedyną metodą zachowania rozumu pośród morza bólu jest coś robić. Poza tym nie wierzył już, by życie miało jakikolwiek głębszy sens. Nie po tym, jak widział ludzi rozszarpywanych na strzępy przez Kullów, rasę gigantycznych Urgali; ziemię zasłaną wciąż drgającymi członkami, piasek tak mokry od krwi, że przeciekał przez podeszwy butów. Jeśli na wojnie istniał jakikolwiek honor, to krył się wyłącznie w walce w obronie innych. Eragon schylił się i podniósł z ziemi ząb trzonowy. Ruszył dalej, podrzucając go na dłoni. Wraz z Saphirą powoli okrążyli zdeptaną równinę. Zatrzymali się na jej skraju, bo dostrzegli Jörmundura – pierwszego zastępcę dowódcy Vardenów, Ajihada – spieszącego ku nim od strony Tronjheimu. Gdy się zbliżył, mężczyzna ukłonił się nisko. Eragon wiedział, że jeszcze parę dni temu nie okazałby mu podobnego szacunku. - Cieszę się, że zdążyłem cię znaleźć Eragonie. – Jörmundur ściskał w dłoni zwinięty pergamin. –Ajihad wraca i chce, abyś go powitał. Pozostali czekają już przy zachodniej bramie Tronjheimu. Musimy się pośpieszyć, żeby zdążyć na czas. Eragon przytaknął i skierował się ku bramie, lekko wsparty o bok Saphiry. Ajihad spędził ostatnie trzy dni polując na Urgale, które zdołały umknąć w głąb krasnoludzkich tuneli rozciągających się gęstą siecią w skałach pod Górami Beorskimi. W tym czasie Eragon widział go tylko raz. Ajihad wpadł wówczas we wściekłość odkrywszy, że jego córka, Nasuada wbrew rozkazom nie odeszła przed bitwą z resztą kobiet i dzieci. Zamiast tego dołączyła do łuczników Vardenów i wraz z nimi stanęła do walki. Ajihadowi towarzyszyli Murtagh i Bliźniacy: Bliźniacy, ponieważ łowy były niebezpieczne i przywódca Vardenów potrzebował magicznej ochrony, a Murtagh, bo pragnął z całych sił dowieść, że nie życzy Vardenom źle. Odkrycie, jak bardzo zmienił się stosunek ludzi do Murtagha, zdumiało Eragona, zważywszy na fakt, iż ojcem Murtagha był Smoczy Jeździec Morzan, który zdradził Jeźdźców i przeszedł na stronę Galbatorixa. Choć Murtagh nienawidził ojca i był wiernym towarzyszem Eragona, Vardeni mu nie ufali. Teraz jednak najwyraźniej nikt nie zamierzał tracić energii na urazy i zaszłości; pozostało przecież tyle pracy. Eragonowi brakowało rozmów z Murtaghem. Nie mógł się już doczekać chwili, gdy po powrocie towarzysza usiądą razem i pomówią o wszystkim, co się zdarzyło. Gdy Eragon i Saphira okrążyli Tronjheim, ich oczom ukazała się niewielka grupka czekająca w rzucanej przez latarnię plamie światła obok drewnianych wrót. Wśród zebranych był Orik – krasnolud przestępujący niecierpliwie z nogi na nogę – i Arya. Biały bandaż wokół jej ramienia połyskiwał w ciemności, rzucając jasne plamy na koniuszki długich włosów. Jak zawsze, widok elfki wzbudził przejmujący zachwyt u Eragona. Spojrzała na niego i Saphirę, jej zielone oczy błysnęły - a potem odwróciła się, wypatrując Ajihada. Rozbijając Isidar Mithrim – wielki gwiaździsty szafir, liczący sześćdziesiąt stóp średnicy i wyrzeźbiony w kształt róży – Arya pomogła Eragonowi zabić Durzę i tym samym rozstrzygnąć bitwę. Mimo to krasnoludy były na nią wściekłe za zniszczenie ich najcenniejszego skarbu. Odmówiły uprzątnięcia szczątków szafiru, które wciąż zaściełały posadzkę centralnej komnaty Tronjheimu, tworząc na niej olbrzymi krąg. Eragon stąpając pośród kryształowych drzazg wraz z krasnoludami opłakiwał utracone piękno. Przystanęli z Saphirą obok Orika i powiedli wzrokiem po otaczających Tronjheim pustkowiach, sięgających do podstawy Farthen Dûru, pięć mil w każdą stronę. - Skąd przybędzie Ajihad? – spytał Eragon. Orik wskazał ręką grono latarni wiszących na palach wokół wylotu sporego tunelu parę mil dalej. - Wkrótce powinien tu być. Eragon czekał cierpliwie z pozostałymi. Udzielał zwięzłych odpowiedzi na kierowane ku niemu uwagi, wolał jednak rozmawiać z Saphirą w głębi umysłu. Odpowiadał mu spokój panujący w Farthen Dûrze. Minęło pół godziny, nim dostrzegli poruszenie w odległym tunelu. Grupka dziesięciu ludzi wyłoniła się z niego, po czym odwróciła, pomagając wyjść tyluż krasnoludom. Jeden z ludzi – Eragon założył, że to Ajihad – uniósł dłoń i wojownicy ustawili się za nim w dwóch prostych szeregach. Na sygnał dowódcy oddziałek ruszył dumnie w stronę Tronjheimu. Nim jednak żołnierze pokonali choćby pięć jardów, w tunelu za plecami wybuchło gwałtowne poruszenie. Wyskoczyły z niego kolejne postaci. Eragon zmrużył oczy; nie widział dokładnie z tak daleka. To Urgale! wykrzyknęła Saphira. Jej ciało napięło się niczym naciągnięta cięciwa. Eragon nie wątpił w jej słowa. - Urgale! – krzyknął i wskoczył na grzbiet smoczycy, czyniąc sobie wyrzuty, że zostawił w komnacie swój miecz Zar’roc. Ale nikt nie spodziewał się ataku, nie teraz, przegnali przecież armię Urgali. Zabolała go rana. Saphira tymczasem rozłożyła lazurowe skrzydła, uderzyła nimi gwałtownie i skoczyła naprzód, z każdą sekundą nabierając szybkości i wysokości. Pod nimi Arya puściła się biegiem w stronę tunelu, niemal dotrzymując kroku Saphirze. Orik biegł za nią wraz z kilkoma mężczyznami. Tymczasem Jörmundur popędził z powrotem w stronę koszar. Eragon musiał patrzeć bezsilnie jak Urgale atakują od tyłu żołnierzy Ajihada. Z takiej odległości nie mógł posłużyć się magią. Potwory miały po swojej stronie przewagę zaskoczenia. Szybko powaliły czterech mężczyzn, zmuszając resztę ludzi i krasnoludów, by zbili się w ciasną grupkę wokół Ajihada, próbując go chronić. Miecze i topory szczękały donośnie. Z dłoni jednego Bliźniaków wystrzeliło światło i Urgal runął na ziemię, ściskając kikut pozostały po oderwanej ręce. Przez minutę zdawało się, że obrońcy zdołają oprzeć się napierającym Urgalom, potem jednak w powietrzu pojawiło się coś dziwnego, jakby wąskie pasmo mgły, które na moment spowiło walczących. Gdy zniknęło, na nogach pozostało zaledwie czterech: Ajihad, Bliźniacy i Murtagh. Urgale rzuciły się na nich, przesłaniając Eragonowi widok. On jednak patrzył dalej z narastającą grozą. Nie! Nie! Nie! Nim Saphira dotarła na miejsce walki, grupa Urgali wycofała się z powrotem w głąb tuneli i zniknęła pod ziemią, pozostawiając po sobie tylko nieruchome ciała. W chwili gdy Saphira dotknęła ziemi, Eragon zeskoczył z jej grzbietu. Przez sekundę zawahał się, ogarnięty falą wściekłości i smutku. Nie mogę tego zrobić. Przypomniał sobie ów dzień, gdy powrócił na farmę i znalazł umierającego wuja Garrowa. Z każdym krokiem walcząc z rosnącą paniką, zaczął szukać niedobitków. Miejsce to w osobliwy sposób przypominało pole walki, które zwiedzał nieco wcześniej, tyle że tu krew była świeża. Pośrodku zwału trupów spoczywał Ajihad, jego napierśnik nosił ślady potężnych ciosów. Wokół leżało pięć Urgali, które padły z jego ręki. Oddychał głośno, z trudem. Eragon ukląkł przy nim i opuścił głowę, by łzy nie kapały na zmiażdżoną pierś wodza. Nikt nie zdołałby uleczyć podobnych ran. Arya, która tymczasem podbiegła do nich, zatrzymała się gwałtownie. Jej twarz posmutniała, pojęła bowiem, że Ajihada nie da się ocalić. - Eragon. - Imię to uleciało spomiędzy warg Ajihada niewiele głośniej od szeptu. - Tak, jestem tu. - Posłuchaj mnie, Eragonie... Mam dla ciebie ostatni rozkaz. – Eragon pochylił się bliżej, by uchwycić słowa umierającego. – Musisz mi coś obiecać: przyrzeknij, że... że nie pozwolisz, by wśród Vardenów zapanował chaos. Tylko oni mogą stawić opór Imperium. Muszą zachować swą siłę. Przyrzeknij mi... - Przyrzekam. - Zatem pokój z tobą, Eragonie Cieniobójco. Ajihad odetchnął po raz ostatni, zamknął oczy, jego szlachetna twarz stężała - i umarł. Eragon pochylił głowę. Gardło ściskało mu się tak mocno, że każdy oddech sprawiał nieznośny ból. Arya pobłogosławiła Ajihada w pradawnej mowie, po czym odezwała się dźwięcznym głosem: - Niestety, jego śmierć wywoła wielki zamęt. Miał rację. Musisz zrobić wszystko co zdołasz, by zapobiec walce o władzę. Pomogę ci, jak tylko będę mogła. Niezdolny przemówić choć słowa, Eragon powiódł wzrokiem po reszcie trupów. Oddałby wszystko, byle tylko móc znaleźć się gdzieś indziej. Saphira trąciła nosem jednego z Urgali i rzekła, To nie powinno się było wydarzyć. To sprawka złych sił, tym gorsza, że nadeszła gdy winniśmy czuć się bezpieczni i radować ze zwycięstwa. Obejrzała kolejne zwłoki i obróciła głowę. Gdzie są Bliźniacy i Murtagh? Nie ma ich wśród poległych. Eragon rozejrzał się szybko. Masz rację! Podbiegł do wylotu tunelu, czując falę ogarniającego go podniecenia. Kałuże gęstniejącej krwi wypełniały zagłębienia w starych marmurowych stopniach niczym seria czarnych zwierciadeł, szklistych i owalnych; wyglądało to jakby ktoś wlókł po nich kilka rozszarpanych trupów. Urgale musiały ich zabrać! Ale czemu? Nie biorą przecież jeńców ani zakładników. Rozpacz powróciła błyskawicznie. To nie ma znaczenia. Nie możemy ich ścigać bez posiłków, a ty nie zmieścisz się nawet w tunelu. Może wciąż żyją? Porzucisz ich? Co niby mam zrobić? Krasnoludzkie tunele tworzą nieskończony labirynt. Tylko bym się w nich zgubił. I nie zdołam doścignąć Urgali pieszo, choć Aryi mogłoby się to udać. To ją poproś. Aryę? – Eragon zawahał się, rozdarty między pragnieniem działania i niechęcią narażania elfki. Mimo wszystko jednak, jeśli ktokolwiek z Vardenów mógł poradzić sobie z Urgalami, to właśnie ona. Z jękiem wyjaśnił, co odkryli. Ukośne brwi Aryi zmarszczyły się mocno. - To nie ma sensu. - Wyruszysz w pościg? Długą ciężką chwilę przyglądała mu się bez słowa. - Wiol ono. – Dla ciebie. Skoczyła naprzód, w jej dłoni błysnął miecz i zanurkowała we wnętrzności ziemi. Walcząc z ogarniającą go frustracją, Eragon krzyżując nogi usiadł obok Ajihada. Czuwał przy zwłokach, starając się oswoić z myślą, że Ajihad nie żyje, a Murtagh zaginął. Murtagh. Syn jednego z Zaprzysiężonych – trzynastu Jeźdźców, którzy pomogli Galbatorixowi zniszczyć swój zakon i przywdziać koronę króla Alagaësii – i przyjaciel Eragona. Czasami Eragon marzył o tym, by Murtagh odszedł. Teraz jednak, gdy rozłączono ich siłą, poczucie straty pozostawiło w nim niespodziewaną pustkę. Siedział bez ruchu, patrząc jak Orik zbliża się wraz z ludźmi. Gdy krasnolud ujrzał Ajihada, tupnął głośno i zaklął w swym języku, po czym z rozmachem wbił topór w truchło Urgala. Mężczyźni stali oszołomieni. Orik roztarł między dłońmi szczyptę ziemi. - Do licha, poruszyli gniazdo szerszeni. Po tym co się tu stało, możemy się pożegnać ze spokojem wśród Vardenów. Barzûln, to wszystko komplikuje. Czy przybyłeś na czas, by usłyszeć jego ostatnie słowa? Eragon zerknął na Saphirę. - Mogę je powtórzyć tylko właściwej osobie. - Rozumiem. A gdzie jest Arya? Eragon wskazał ręką. Krasnolud zaklął ponownie, po czym pokręcił głową i przysiadł na piętach. Wkrótce potem zjawił się Jörmundur prowadzący dwanaście szeregów po sześciu żołnierzy. Gestem nakazał im czekać poza pierścieniem trupów. Sam ruszył naprzód, pochylił się i dotknął ramienia Ajihada. - Jak los może być tak okrutny, stary druhu? Przybyłbym wcześniej, gdyby nie ogrom tej przeklętej góry. Wówczas może zdołałbym cię ocalić. Zamiast tego w godzinie naszego triumfu odnieśliśmy ciężką ranę. Eragon cicho powiedział mu o Aryi i zniknięciu Bliźniaków i Murtagha. - Nie powinna była tam iść – Jörmundur wyprostował się szybko. – Ale teraz nic na to nie poradzimy. Ustawimy tu straże, lecz minie co najmniej godzina, nim zdołamy znaleźć krasnoludzkich przewodników mogących poprowadzić wycieczkę w głąb tuneli. - Chętnie nią pokieruję – zaproponował Orik. Jörmundur z namysłem obejrzał się na Tronjheim. - Nie, Hrothgar będzie cię teraz potrzebował. To musi być kto inny. Przykro mi, Eragonie, ale każdy kto się liczy musi tu zostać aż do wyboru następcy Ajihada. Arya będzie musiała radzić sobie sama... Zresztą i tak nie zdołamy jej doścignąć. Eragon przytaknął, godząc się z nieuniknionym. Jörmundur raz jeszcze rozejrzał się wokół, po czym podniósł głos tak, żeby słyszeli go wszyscy. - Ajihad zginął śmiercią wojownika. Spójrzcie, zabił pięć Urgali, choć ktoś o mniejszym duchu mógł paść z ręki jednego. Oddamy mu wszelkie honory i miejmy nadzieję, że bogowie z radością przyjmą jego duszę. Ponieście go na tarczach wraz z towarzyszami... I nie wstydźcie się pokazywać łez, bo nastał dzień smutku, który zapamiętamy wszyscy. Obyśmy wkrótce mogli zatopić ostrza mieczy w ciałach potworów, które zabiły naszego wodza! Wojownicy jak jeden mąż uklękli, odsłaniając głowy w hołdzie dla Ajihada. Potem wstali i z głęboką czcią unieśli go na tarczach, tak że legł między ich ramionami. Wielu Vardenów płakało otwarcie, łzy wsiąkały im w brody. Nie przynieśli jednak hańby swojej służbie, nie pozwolili Ajihadowi upaść. Stąpając z powagą ruszyli do Tronjheimu. Saphira i Eragon wędrowali pośrodku procesji. Rozdział 2: Rada Starszych Eragon ocknął się i przekręcił na skraju łóżka, wodząc wzrokiem po oświetlonym słabym blaskiem zasłoniętej lampy pokoju. Usiadł, patrząc na śpiącą Saphirę. Jej umięśnione boki unosiły się i opadały, gdy wielkie miechy płuc wciągały powietrze przez łuskowate nozdrza. Pomyślał o szalejącym ognistym piekle, jakie umiała teraz przywoływać i wyrzucać z paszczy. Był to doprawdy niesamowity widok: płomienie dość gorące, by stopić metal, spływające bez szkody po języku i między potężnymi zębami. Odkąd pierwszy raz zionęła ogniem – podczas walki z Durzą, gdy opadała ku niemu ze szczytu Tronjheimu - Saphira wciąż przechwalała się swym nowym talentem. Cały czas wypuszczała z paszczy niewielkie strużki ognia i korzystała z każdej sposobności, by coś podpalić. Po strzaskaniu Isidar Mithrimu, Eragon i Saphira nie mogli już pozostać dłużej w smoczej twierdzy. Krasnoludy znalazły im kwaterę w starej strażnicy na najniższym poziomie Tronjheimu. Było to duże pomieszczenie, miało jednak niski sufit i ciemne ściany. Eragon z bólem serca przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Do oczu napłynęły mu łzy i ściekły po policzkach. Jedną z nich chwycił w dłoń. Arya dopiero późnym wieczorem dała znak życia. Wynurzyła się wtedy z tunelu zmęczona, stąpająca ciężko na obolałych stopach. Mimo wszelkich wysiłków – wspartych dodatkowo magią – Urgale zdołały jej uciec. - Znalazłam to – oznajmiła i pokazała im jedną z fioletowych szat Bliźniaków, podartą i zakrwawioną, oraz tunikę Murtagha i jego skórzane rękawice. - Leżały rozrzucone na skraju czarnej otchłani, której dna nie sięga żaden tunel. Urgale musiały ukraść ich zbroje i broń i cisnąć ciała w przepaść. Próbowałam postrzegać Murtagha i Bliźniaków, ujrzałam jednak tylko cienie w głębi ziemi. – Jej oczy spojrzały wprost na Eragona. – Przykro mi; oni nie żyją. Teraz, w bezpiecznym schronieniu umysłu, Eragon opłakiwał Murtagha. Straszliwe, przejmujące poczucie straty i zgrozy pogarszał jeszcze fakt, iż przez ostatnie miesiące poznał je aż nadto. Gdy tak wpatrywał się w maleńką lśniącą kopułkę łzy na swej dłoni, postanowił, że sam spróbuje postrzec trzech mężczyzn. Wiedział, że to rozpaczliwa, bezsensowna próba, ale musiał to zrobić, by przekonać samego siebie, że Murtagh naprawdę odszedł. Z drugiej strony nie był pewien czy chce, by powiodło mu się tam, gdzie Arya poniosła klęskę. Czy poczuje się lepiej, widząc strzaskane ciało Murtagha leżące u podstawy urwiska głęboko pod Farthen Dûrem? - Draumr kópa – wyszeptał. Przejrzysty płyn pociemniał gwałtownie; przypominał teraz kroplę nocy leżącą na srebrzystej dłoni. Coś się w niej poruszyło niczym ptak przelatujący na tle zasnutej chmurami tarczy księżyca... a potem już nic. Kolejna łza dołączyła do pierwszej. Eragon odetchnął głęboko, odchylił się i pozwolił, by ogarnął go spokój. Odkąd ocknął się uleczony z zadanej przez Durzę rany, pojął upokarzającą prawdę, że dotąd zwyciężał dzięki czystemu szczęściu. Jeśli kiedyś stawię jeszcze czoło innemu Cieniowi, Ra’zacom lub Galbatorixowi, muszę być silniejszy, jeżeli chcę wygrać. Brom mógł nauczyć mnie więcej, wiem, że mógł. Ale bez niego pozostaje mi tylko jeden wybór: elfy. Oddech Saphiry przyspieszył. Smoczyca otworzyła oczy i ziewnęła szeroko. Dzień dobry, mój mały. Naprawdę dobry? Spuścił wzrok i oparł się na rękach, przygniatając siennik. Raczej straszny... Murtagh i Ajihad... Czemu wartownicy w tunelach nie ostrzegli nas przed Urgalami? Nie powinny móc niepostrzeżenie podążać tropem oddziału Ajihada. Arya miała rację, to nie ma sensu. Być może nigdy nie poznamy prawdy, odparła łagodnie Saphira. Wstała, muskając skrzydłami sufit. Musisz coś zjeść, a potem dowiemy się, co planują Vardeni. Nie możemy tracić czasu. Za kilka godzin mogą już wybrać nowego przywódcę. Eragon zgodził się. Przypomniał sobie, jak wczoraj rozstali się ze wszystkimi: Orik odbiegł, by przekazać wieści królowi Hrothgarowi, Jörmundur zabrał ciało Ajihada w miejsce, gdzie miało spocząć do czasu pogrzebu, a Arya stała samotnie, odprowadzając wzrokiem ich wszystkich. Wstał, przypiął do pasa Zar’roca, na plecy zarzucił łuk, potem pochylił się i podniósł siodło Śnieżnego Płomienia. Nagle jego tułów przeszyła linia palącego bólu, który powalił go na posadzkę, gdzie Eragon zwijał się, sięgając niezgrabnie do tyłu. Miał wrażenie, jakby ktoś próbował rozpiłować go na pół. Saphira warknęła, gdy dotarło do niej echo bólu. Próbowała ukoić go własnym umysłem, nie zdołała jednak zmniejszyć cierpienia swego Jeźdźca. Jej ogon uniósł się instynktownie, jak do walki. Atak skończył się po kilku minutach. Ostatnia fala bólu zniknęła. Eragon leżał na ziemi zdyszany, z twarzą mokrą od potu. Włosy lepiły mu się do czaszki, w uszach dzwoniło. Sięgnął do tyłu i ostrożnie przesunął palcami po szczycie blizny. Była gorąca, opuchnięta i wrażliwa. Saphira opuściła pysk i dotknęła jego ramienia. Och, mój mały.. Tym razem było gorzej, odparł dźwigając się chwiejnie na nogi. Pozwoliła mu oprzeć się o siebie, gdy wycierał pot kawałkiem czystego materiału. Potem ostrożnie ruszył do drzwi. Jesteś dość silny, by iść? Musimy. Jako smok i Jeździec mamy obowiązek udzielić publicznego wsparcia nowo wybranemu przywódcy Vardenów, a może nawet wpłynąć na ów wybór. Nie zamierzam lekceważyć znaczenia naszej pozycji. Cieszymy się teraz wśród Vardenów wielkim autorytetem. Przynajmniej nie ma tu Bliźniaków, którzy sami próbowaliby przechwycić przywództwo. To jedyna dobra strona obecnej sytuacji. No dobrze, ale Durza powinien cierpieć tysiąc lat tortur za to, co ci zrobił. Eragon odchrząknął. Trzymaj się blisko mnie. Ruszyli przez Tronjheim w stronę najbliższej kuchni. Napotykani w korytarzach i przejściach ludzie zatrzymywali się i skłaniali głowy mamrocząc „Argetlam” bądź „Cieniobójca”. Pozdrawiały ich nawet krasnoludy, choć nie tak często. Eragona uderzyły poważne udręczone miny ludzi i ciemne stroje, które przywdziali, by okazać smutek. Wiele kobiet ubrało się w czerń, ich twarze przesłaniały koronkowe welony. W kuchni Eragon zaniósł kamienny talerz z jedzeniem na jeden z niskich stołów. Saphira obserwowała go uważnie, na wypadek gdyby atak się powtórzył. Kilka osób próbowało podejść, ona jednak uniosła górną wargę i warknęła, tak że rozpierzchli się w popłochu. Eragon skubał jedzenie udając, że niczego nie dostrzega. W końcu, próbując odwrócić myśli od Murtagha, spytał: Jak myślisz, kto może teraz kontrolować Vardenów, skoro nie ma już Ajihada i Bliźniaków? Smoczyca zawahała się. Może ty, jeśli ostatnie słowa Ajihada zinterpretujemy jako błogosławieństwo dla nowego wodza. Prawie nikt by się nie sprzeciwił. Nie uważam jednak, by było to najmądrzejsze wyjście. Wiedzie wyłącznie ku kłopotom. Zgadzam się. Poza tym Arya by tego nie zaakceptowała, a nie chciałbym sobie robić z niej wroga. Elfy nie mogą kłamać w pradawnej mowie, w naszej jednak nie znają podobnych ograniczeń. Gdyby służyło to jej celom, mogłaby zaprzeczyć, że Ajihad powiedział cokolwiek. Nie, nie chcę tego stanowiska... Co powiesz na Jörmundura? Ajihad nazywał go swoją prawą ręką. Niestety, niewiele o nim wiemy, podobnie jak o innych wodzach Vardenów. Tak niewiele czasu minęło od dnia, gdy tu przybyliśmy. Będziemy musieli ocenić ich sami, ufając naszemu osądowi, przeczuciom i wrażeniom. Bez znajomości przeszłości. Eragon przesuwał po talerzu kawałek ryby wokół stosu gniecionych bulw. Nie zapominaj o Hrothgarze i klanach krasnoludzkich. Nie będą przecież milczeć. Poza Aryą, elfy nie będą miały nic do powiedzenia o sukcesji - nim dotrą do nich wieści, decyzja dawno zdąży zapaść. Ale krasnoludów nie można i nie należy lekceważyć. Hrothgar łaskawie patrzy na Vardenów, jeśli jednak zbyt wiele klanów mu się sprzeciwi, mogą go wymanewrować i zmusić do poparcia kogoś nie nadającego się na dowódcę. Kogóż takiego? Osoby, którą łatwo manipulować. Zamknął oczy i wyprostował się. To może być każdy w Farthen Dûrze. Ktokolwiek. Długą chwilę oboje rozmyślali nad najnowszymi problemami. Saphira odezwała się pierwsza. Eragonie, ktoś chce się z tobą widzieć. Nie mogę go przepłoszyć. Hę? Szybko uniósł powieki i zmrużył oczy czekając, by przywykły do światła. Przy stole stał bardzo blady młodzik. Czujnie obserwował Saphirę, jakby bał się, że smoczyca zechce go pożreć. - O co chodzi? – spytał uprzejmie Eragon. Chłopak wzdrygnął się, zarumienił i skłonił głowę. - Argetlamie, zostałeś wezwany przed oblicze Rady Starszych. - Kto to taki? Pytanie jeszcze bardziej zamąciło chłopcu w głowie. - Ra-rada to... to... ludzie, których my, to znaczy Vardeni, wybraliśmy, by w naszym imieniu przemawiali do Ajihada. Byli jego zaufanymi doradcami. Teraz chcą cię widzieć. To wielki zaszczyt – zakończył z szerokim uśmiechem. - A ty mnie do nich zaprowadzisz? - Tak. Saphira spojrzała pytająco na Eragona, który wzruszył ramionami i wstał, pozostawiając niedojedzony posiłek. Gestem polecił chłopcu, by pokazał im drogę. Podczas marszu, chłopak lśniącymi oczami podziwiał Zar’roca, potem nieśmiało spuścił wzrok. - Jak masz na imię? – spytał Eragon. - Jarsha, panie. - To dobre imię. Doskonale przekazałeś wiadomość. Powinieneś być dumny. Jarsha rozpromienił się i lekkim krokiem ruszył naprzód. Szybko dotarli do pokrytych wypukłymi rzeźbami kamiennych drzwi. Jarsha pchnął je i ich oczom ukazała się okrągła komnata zwieńczoną błękitną jako niebo kopułą, ozdobioną malunkami konstelacji. Okrągły marmurowy stół oznaczony godłem Dûrgrimst Ingeitum – wzniesionym młotem w otoczeniu dwunastu gwiazd – stał pośrodku komnaty. Przy stole siedział Jörmundur i dwaj inni mężczyźni, jeden wysoki i jeden gruby, kobieta o zaciśniętych wargach, wąsko osadzonych oczach i starannie wymalowanych policzkach i druga kobieta, nad której dobroduszną twarzą piętrzył się stos siwych włosów; wrażeniu łagodności zaprzeczała jednak rękojeść sztyletu wystająca spomiędzy potężnych wzgórków jej łona. - Możesz odejść – rzekł do Jorshy Jörmundur. Chłopak skłonił się i szybko odszedł. Świadom tego, że obserwują go wszystkie oczy w komnacie, Eragon rozejrzał się i usiadł pośrodku kilku pustych krzeseł tak, by członkowie rady musieli odwrócić głowy, jeśli chcieli wciąż na niego patrzeć. Saphira przycupnęła tuż za nim; we włosach czuł gorący oddech smoczycy. Jörmundur na wpół podniósł się z miejsca, skłonił lekko i znów usiadł. - Dziękuję, że przybyłeś, Eragonie, choć także poniosłeś bolesną stratę. To jest Umérth – wysoki mężczyzna; - Falberd – tęgi – oraz Sabrae i Elessari – dwie kobiety. Eragon skłonił głowę. - A Bliźniacy? Czy także byli częścią tej rady? Sabrae gwałtownie zaprzeczyła i postukała w stół długim paznokciem. - Nie mieli z nami nic wspólnego. Byli jak mierzwa, nie, jeszcze gorzej: niczym pijawki działające zawsze wyłącznie dla własnej korzyści. Nie pragnęli służyć Vardenom, nie mieli zatem miejsca w tej radzie. Eragon nawet z drugiej strony stołu czuł zapach jej perfum, ciężki i oleisty niczym woń gnijącego kwiatu. Z trudem powstrzymał się uśmiechu na to skojarzenie. - Wystarczy. Nie patrzyliśmy tu po to, by rozmawiać o Bliźniakach – uciął Jörmundur. – Stoimy w obliczu kryzysu, który należy rozwiązać szybko i sprawnie. Jeśli my nie wybierzemy następcy Ajihada, zrobi to ktoś inny. Hrothgar przysłał nam już swoje kondolencje. A choć zachował się niezwykle uprzejmie, z pewnością podczas gdy tu rozmawiamy, snuje własne plany. Musimy też mieć na względzie Du Vrangr Gata, znających magię. Większość z nich jest oddana Vardenom, lecz nawet w najlepszych okolicznościach trudno przewidzieć jak postąpią. Mogą zechcieć sprzeciwić się naszemu wyborowi, aby poprawić własną pozycję. Dlatego właśnie potrzeba nam twego wsparcia i pomocy, Eragonie. Chcemy, abyś swym autorytetem wsparł tego, kto zajmie miejsce Ajihada. Falberd oparł na stole mięsiste dłonie i dźwignął się z krzesła. - Cała nasza piątka podjęła już decyzję, kogo poprze. Nie mamy wątpliwości, że to właściwa osoba. Ale – uniósł gruby palec – nim ujawnimy ci kto to, musisz nam dać słowo honoru, że niezależnie czy się z nami zgodzisz czy nie, nic z tego co tu usłyszysz nie opuści tej komnaty. Dlaczego tego żądają? spytał Saphirę Eragon. Nie wiem. Smoczyca prychnęła. To może być pułapka. Ale musisz zaryzykować. Pamiętaj też, że ode mnie nie wymagają słowa. W razie potrzeby mogę powtórzyć wszystko Aryi. To bardzo niemądrze z ich strony zapomnieć, że inteligencją dorównuję ludziom. Myśl ta bardzo go ucieszyła. - Zgoda. Macie moje słowo. A teraz mów, kto według was winien przewodzić Vardenom. - Nasuada. Eragon zaskoczony spuścił wzrok, myśląc gorączkowo. Nie brał pod uwagę kandydatury Nasuady z powodu jej młodego wieku – była zaledwie kilka lat starsza od niego. Oczywiście nie istniała żadna przyczyna, dla której nie mogłaby zostać przywódcą, ale dlaczego Rada Starszych wybrała właśnie ją? Jak na tym zyskają? Przypomniał sobie rady Broma i próbował przyjrzeć się tej zagadce ze wszelkich stron, wiedząc że musi zdecydować szybko. Nasuada ma w sobie siłę stali, zauważyła Saphira. Będzie taka jak ojciec. Może, ale czemu to ją wybrali? - Czemu nie ty, Jörmundurze? – spytał, usiłując zyskać na czasie. – Ajihad nazwał cię swoja prawą ręką. Czy nie oznacza to, że powinieneś zająć jego miejsce? Wśród członków rady rozszedł się szmer niepokoju. Sabrae wyprostowała się jeszcze bardziej, splatając mocno dłonie, Umérth i Falberd spojrzeli po sobie posępnie, natomiast Elessari tylko się uśmiechnęła. Rękojeść sztyletu falowała na jej piersi. - Ponieważ – odparł Jörmundur, starannie dobierając słowa – Ajihad mówił wówczas o sprawach wojskowych, niczym więcej. Poza tym jestem członkiem tej rady, a nasza siła opiera się na wsparciu, jakiego sobie udzielamy. Niemądrze i niebezpiecznie byłoby, gdyby jedno z nas usiłowało wznieść się ponad resztę. Pozostali odprężyli się, gdy skończył. Elessari poklepała go lekko po przedramieniu. Ha!, wykrzyknęła Saphira. Zapewne chętnie przejąłby władzę, gdyby zdołał zmusić pozostałych, żeby po poparli. Spójrz tylko jak na niego patrzą. Jest wśród nich niczym wilk. Może wilk pośród stada szakali. - Czy Nasuada ma dość doświadczenia? – spytał głośno. Elessari pochyliła się naprzód, mocno przyciśnięta do krawędzi stołu. - Przebywałam tu już siedem lat, kiedy Ajihad dołączył do Vardenów. Na moich oczach Nasuada z uroczej dziewczynki stałą się kobietą, którą jest dzisiaj: od czasu do czasu nieco lekkomyślną, lecz doskonałą, by poprowadzić Vardenów. Ludzie ją pokochają. Ja natomiast – poklepała się czule po gorsie – i moi przyjaciele wspomożemy ją w tych trudnych czasach. Nigdy nie zabranie jej kogoś, kto wskaże właściwą drogę. Brak doświadczenia nie może przeszkodzić w tym, by zajęła przeznaczoną jej pozycję. Eragon zrozumiał nagle. Chcą mieć marionetkę! - Pogrzeb Ajihada odbędzie się za dwa dni – wtrącił Umérth. – Tuż po nim zamierzamy ogłosić Nasuadę nową przywódczynią. Najpierw oczywiście musimy ją spytać, ale z pewnością się zgodzi. Chcemy, byś był obecny podczas mianowania - wówczas nikt, nawet Hrothgar, nie będzie mógł się sprzeciwić - i abyś złożył hołd Vardenom. To przywróci ludziom pewność, której pozbawiła ich śmierć Ajihada i zniweczy wszelkie próby rozbicia naszej jedności. Hołd! Saphira szybko dotknęła umysłu Eragona. Zauważ, że nie chcą, byś przysiągł Nasuadzie tylko Vardenom. Tak, i zamierzają sami mianować Nasuadę, co pokaże wyraźnie, iż Rada ma większą władzę niż ona. Mogliby poprosić Aryę, żeby to zrobiła, to jednak oznaczałoby uznanie, iż stoi ponad Vardenami. W ten sposób pokażą swą przewagę nad Nasuadą, zyskają kontrolę nad nami poprzez hołd, a publiczne uznanie przez Jeźdźca przywództwa Nasuady zwiększy ich autorytet. - Co się stanie – spytał – jeśli nie przyjmę waszej oferty? - Oferty? – Falberd wydawał się szczerze zaskoczony. – Ależ oczywiście nic. Tyle że twoja nieobecność podczas wyboru Nasuady stałaby się wielką obrazą. Jeśli bohater bitwy o Farthen Dûr ją zlekceważy, Nasuada z pewnością pomyśli, iż Jeździec gardzi nią i uważa Vardenów za niegodnych służby. Czy zdoła znieść podobne poniżenie? Znaczenie tych słów było całkiem jasne. Eragon ścisnął pod stołem rękojeść Zar’roca. Miał ochotę krzyczeć, że nie ma potrzeby zmuszać go do poparcia Vardenów, że i tak by to zrobił. Teraz jednak instynktownie pragnął się sprzeciwić, uniknąć kajdan, w które próbowali go zakuć. - Skoro Jeźdźcy cieszą się tak znamienitą opinią, mógłbym uznać, że najlepiej będzie, jeśli sam poprowadzę Vardenów. Nastrój w komnacie pogorszył się gwałtownie. - To nie byłoby mądre – oznajmiła Sabrae. Eragon zastanawiał się, rozpaczliwie próbując znaleźć jakieś wyjście. Po śmierci Ajihada, rzekła Saphira, być może nie zdołamy pozostać niezależni od wszystkich, tak jak pragnął. Nie możemy narazić się na gniew Vardenów. Jeśli ta Rada ma przejąć nad nimi kontrolę po mianowaniu Nasuady, musimy ich ugłaskać. Pamiętaj, podobnie jak my, oni także muszą myśleć o sobie. Ale kiedy chwycą nas w garść, czego sobie zażyczą? Czy uszanują pakt wiążący Vardenów z elfami i wyślą nas do Ellesméry na szkolenie, czy też wydadzą inny rozkaz? Jörmundur wydaje mi się człowiekiem honoru, lecz pozostali? Nie potrafię orzec. Saphira musnęła krańcem szczęki czubek jego głowy. Zgódź się przyjść na ceremonię mianowania Nasuady. Uważam, że to musimy zrobić. Co do hołdu, zobacz, czy uda ci się uniknąć zgody. Może do tego czasu wydarzy się coś, co odmieni naszą pozycję. Może Arya znajdzie rozwiązanie. Eragon bez ostrzeżenie skinął krótko głową. - Jak sobie życzycie. Przybędę na mianowanie Nasuady. Jörmundur odetchnął z ulgą. - To dobrze. Zatem pozostało nam do załatwienia tylko jedno – zgoda Nasuady. Skoro wszyscy już tu jesteśmy, nie ma po co zwlekać. Natychmiast po nią poślę. Poproszę też Aryę. Przed publicznym ogłoszeniem decyzji potrzebna nam zgoda elfów. Nie powinno być o nią trudno; Arya nie może sprzeciwić się woli Rafy i twojej, Eragonie. Będzie musiała zgodzić się z naszym osądem. - Zaczekaj – oczy Elessari błysnęły groźnie. – Twoje słowo, Jeźdźcze. Czy podczas ceremonii złożysz hołd? - O tak, musisz to zrobić – zawtórował Falberd. – Musisz to zrobić. Vardeni byliby zhańbieni, gdybyś uznał, że nie zdołamy zapewnić ci wszelkiej możliwej opieki. Nieźle to ujął! Warto było spróbować, mruknęła Saphira. Lękam się, że nie masz już wyboru. Nie ośmielą się na skrzywdzić, jeśli odmówię. Nie, ale mogą bardzo uprzykrzyć nam życie. Nie mówię, abyś zgodził się dla mnie, lecz dla twego dobra. Istnieje wiele niebezpieczeństw, przed którymi nie mogę cię chronić, Eragonie. Galbatorix chce nas zniszczyć, trzeba zatem, by otaczali cię sprzymierzeńcy, nie wrogowie. Nie możemy sobie pozwolić na walką zarówno z imperium, jak i z Vardenami,. - Złożę hołd – odparł po dłuższej przerwie. Obecni wyraźnie się odprężyli, Umérth odetchnął wręcz z ulgą i nieudolnie usiłował zamaskować ów dźwięk. Oni się nas boją! I powinni, warknęła Saphira. Jörmundur wezwał Jarshę i przemówił do niego krótko. Chłopak natychmiast pobiegł po Nasuadę i Aryę. Podczas jego nieobecności w komnacie zapadła niezręczna cisza. Eragon kompletnie ignorował członków rady, szukając rozpaczliwie wyjścia z pułapki. Żadnego nie znalazł. Gdy drzwi otwarły się ponownie, wszyscy wyczekująco unieśli głowy. Pierwsza przekroczyła próg Nasuada. Z wysoko uniesionej głowy spoglądały spokojne oczy. Haftowana suknia miała odcień najgłębszej czerni, głębszej nawet niż jej skóra, rozjaśnionej tylko szarfą barwy królewskiej purpury, sięgającą od ramienia po biodro. Za nią kroczyła Arya, stąpająca gibko i gładko jak kotka, oraz wyraźnie oszołomiony Jarsha. Jörmundur odprawił chłopaka, po czym podsunął krzesło Nasuadzie. Eragon pospieszył, by uczynić to samo dla Aryi, elfka jednak zignorowała podsunięte krzesło i zatrzymała się parę kroków od stołu. Saphiro, rzekł, powtórz jej wszystko, co się tu stało. Mam przeczucie, że członkowie rady nie powiadomią jej, iż zmusili mnie do przysięgi wierności wobec Vardenów. - Aryo – Jörmundur pozdrowił ją skinieniem głowy, po czym skupił wzrok na Nasuadzie. – Nasuado, córko Ajihada, Rada Starszych pragnie oficjalnie złożyć ci najszczersze kondolencje z powodu straty, która dotknęła cię bardziej niż kogokolwiek... – Zniżając głos dodał: - Bardzo ci współczujemy. Wszyscy wiemy, jak to jest: stracić kogoś z rodziny w walce z Imperium. - Dziękuję – mruknęła Nasuada, mrużąc migdałowe oczy. Siedziała tam, nieśmiała i skromna, i wydawała się tak bezbronna, że Eragon pragnął tylko ją pocieszyć. Jakże teraz różniła się od energicznej młodej kobiety, która odwiedziła go i Saphirę w Smoczej Twierdzy przed bitwą. - Choć nastał teraz czas żałoby, pozostała kwestia, którą musisz rozstrzygnąć. Nasza rada nie może przewodzić Vardenom. Po pogrzebie ktoś musi zastąpić twojego ojca. Prosimy, abyś przyjęła to stanowisko. Należy ci się prawnie jako jego dziedziczce. Vardeni oczekują tego po tobie. Nasuada skłoniła głowę, jej oczy lśniły. W końcu przemówiła pełnym bólu głosem. - Nigdy nie przypuszczałam, że w tak młodym wieku będę musiała zająć miejsce mego ojca. Jednakże... skoro twierdzicie, że to mój obowiązek... przyjmę go.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
di5v0qf
di5v0qf
di5v0qf
di5v0qf