Mały trybik w wielkiej historii
Spokojnie zakomunikował demonstrantom, że siedziba jest doskonale chroniona, a żołnierze nie dość, że mają broń, to jeszcze otrzymali rozkaz otwarcia ognia do każdego, kto tylko wejdzie na strzeżony teren. Po tej krótkiej tyradzie Putin odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego biura. Demonstranci zrezygnowali z prób zajęcia siedziby KGB i rozeszli się. Jak wspomniałem, po pierwsze nie było ich wielu, po drugie zaś w zupełności wystarczyło im zwycięstwo nad "swoim" Stasi.
Kilka godzin później pod budynek podjechały radzieckie pojazdy opancerzone z żołnierzami. Jak napisał autor "Nowego cara", udział podpułkownika Putina w wydarzeniach towarzyszących rozpadowi NRD ograniczył się do mało znaczącego gestu. Przez chwilę jednak był asem wywiadu, w swoim mniemaniu tym pojedynczym człowiekiem, który mógł wpłynąć na bieg historii. Bardzo mu się to spodobało, nawet, jeśli nikt właściwie z przełożonych nie zwrócił na niego uwagi, nikt nie pochwalił, a Moskwa wciąż milczała. Putin wiedział jednak swoje - z pozoru mało znaczący, szary człowiek, może zapisać się w annałach. Trzeba tylko ciężko pracować, bardzo tego chcieć i wiedzieć, pod kogo się podczepić. Trudno było odmówić mu tutaj racji nawet, jeśli należałoby trochę przestawić tę kolejność.