Dom Pokuty – recenzja komiksu wydawnictwa KBOOM
"Dom Pokuty" to jeden z tych komiksów, które łatwo ominąć w natłoku publikowanych nowości, ale zdecydowanie nie warto tego robić. Zwłaszcza gdy jest się miłośnikiem psychologicznych horrorów w najlepszym wydaniu.
"Dom Pokuty" ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa KBOOM jako kolejna propozycja dla miłośników komiksowego horroru. Wcześniej pod szyldem KBOOM Horror otrzymaliśmy m.in. "Draculę" Roya Thomasa i "Frankenstein żyje, żyje!" Steve'a Nilesa. "Dom Pokuty" na pierwszy rzut oka jest mocnym kontrastem, nie przyciąga uwagi ani znanym tytułem, ani nazwiskami twórców. Co prawda scenarzysta Peter J. Tomasi może być kojarzony przez polskich czytelników z "Batman Detective Comics" czy "Supermana" od Egmontu, ale tam ograniczał się zwykle do rzemieślniczej roboty.
"Dom Pokuty" jest zaś jego autorskim dziełem, w którym rozwinął skrzydła, puścił wodze makabrycznej fantazji i wciągnął czytelnika w wizję rodem z koszmaru. Tomasi z pomocą Iana Bertrema (ilustrator) stworzył opowieść hipnotyzująca, tajemniczą i niepokojącą. A wszystko to na planszach w powiększonym, w stosunku do amerykańskiego wydania, formacie (200x305mm), który idealnie pasuje do wizualnej narracji Bertrema.
"Dom Pokuty" przenosi nas do San Jose w Kalifornii z początku XX w. Sara Winchester, wdowa po Williamie "z tych" Winchesterów, od wielu lat nadzoruje budowę domu. A raczej gargantuicznej posiadłości, gdzie dzień i noc, bezustannie słychać uderzenia młotków. Rąk do pracy nigdy nie brakuje, choć pani Winchester nie oferuje niczego poza wiktem i opierunkiem.
Pewnego dnia próg jej domu przekracza Warren Peck. Szukając schronienia na jedną noc zgadza się na warunki stawiane przez gospodynię. Musi zdeponować całą posiadaną broń palną i odpracować swój pobyt, pomagając w budowie domu. Kusząca oferta oczywiście zawiera pewien haczyk, który doprowadzi do konfrontacji Pecka z jego własnymi demonami.
"Dom Pokuty" w nietuzinkowy sposób łączy estetykę westernu z horrorem o nawiedzonym domu. Autorzy od początku nie ukrywają, że z panią Winchester i jej posiadłością jest coś nie tak. Ale bardzo umiejętnie odsłaniają kolejne karty, dzięki czemu udaje im się utrzymać napięcie do samego końca. Niepokojące, koszmarne obrazy serwowane w pierwszych rozdziałach stopniowo zaczynają nabierać sensu, by z pełną mocą uderzyć w tyleż efektownym, co satysfakcjonującym finale.
"Dom Pokuty" to lektura obowiązkowa dla miłośników dojrzałego, psychologicznego horroru bez taniej makabry, choć autorzy wcale nie szczędzą nam trupów, koszmarnych wizji i hektolitrów przelanej krwi.