Musiał umrzeć, by odstraszyć naśladowców?
"Slovik był jedynym spośród czterdziestu dziewięciu Amerykanów skazanych na śmierć za dezercję podczas II wojny światowej, którego prośba o złagodzenie kary została odrzucona. Jego proces przed sądem wojskowym odbył się w listopadzie 1944 roku, podczas walk o las Hurtgen. W ich wyniku 28. Dywizja Piechoty, w której służył Slovik, licząca około 15 tysięcy ludzi, straciła 6184 żołnierzy. Nie był to zatem okres sprzyjający łaskawości sędziów wojskowych" - czytamy w książce:
"Z kolei jego odwołanie od orzeczonej kary śmierci w styczniu 1945 roku zbiegło się w czasie z niemiecką kontrofensywą w Ardenach, gdy Armia Stanów Zjednoczonych toczyła bój o własne przetrwanie. Nie był to odpowiedni moment, aby naczelny dowódca wojsk sprzymierzonych, generał Dwight Eisenhower, mógł pobłażliwie potraktować dezercję. Ówczesna korespondencja pomiędzy starszymi dowódcami wskazuje, iż byli oni przekonani, że śmierć Slovika jest konieczna, aby odstraszyć jego ewentualnych naśladowców.
Niemniej jednak postanowiono, że egzekucja zostanie przeprowadzona w tajemnicy w odległej francuskiej wiosce Sainte-Marie-aux-Mines. (Slovik, skazany za "tchórzostwo", zginął, nie błagając o życie, zachowując mężną postawę przed plutonem egzekucyjnym). [...] Starając się ukryć prawdę o egzekucji Slovika, posunięto się nawet do tego, że jego żonę, Antoinette, poinformowano jedynie, że zginął on "na europejskim teatrze działań wojennych".