Zanim wymyślono psychologów wojskowych...
W pracy "Stres bojowy. Teorie, badania, profilaktyka i terapia" William Nash, wojskowy psychiatra Amerykańskiej Marynarki Wojennej przytacza słowa oficera armii szkockiej z I wojny światowej. Żołnierz ten wspomina, że "za jego czasów nie wymyślono jeszcze" psychologów, socjologów i im podobnych, więc nie było szkodliwego żargonu zaciemniającego proste sprawy.
Ot, dobro było dobrem, zło było złem, a Dziesięcioro Przykazań - wspaniałym przewodnikiem. Tchórz, kontynuuje oficer, nie był kimś z "kompleksami", lecz po prostu nikczemną kreaturą. Podejrzewam, że Slovik był, dla odzianego w moro odpowiednika siostry Ratched strzegącego zdehumanizowanego, armijnego kombinatu, właśnie taką nikczemną kreaturą.
Zresztą nikczemną kreaturą był zapewne każdy z tych nieszczęśników, o których pisał Charles Glass w "Dezerterach", tej bardzo dobrze napisanej pracy. Kreaturą, której przyszło żyć w kraju, który ponoć nieustannie dąży do tego, by otoczyć opieką wszystkich, którzy musieli znosić wojenne trudy.