"W Łodzi żyją starym Widzewem"
Pierwsze miesiące w Łodzi były dla niego niezwykle trudne, zwłaszcza, że nie grał tak, jak od niego oczekiwano, a partnerzy z drużyny raczej mu nie pomagali. Rozżalony udzielił więc "Sportowcowi" wspomnianego już wcześniej wywiadu. I wywołał burzę - nie tylko wśród działaczy klubowych, ale przede wszystkim w szatni. Na szczęście dla niego ówczesny szkoleniowiec Władysław Żmuda został zastąpiony przez Bronisława Waligórę, który stał po jego stronie, a sytuacja powoli zaczęła się poprawiać.
W sezonie 1984/1985 (zresztą podobnie jak w poprzednim) napastnik okazał najskuteczniejszym strzelcem Widzewa, który w lidze zajął wówczas trzecie miejsce i dotarł do finału Pucharu Polski. Napastnik podjął jednak decyzję o opuszczeniu zespołu i przenosinach na wymarzoną Łazienkowską. Nie obyło się bez perturbacji, bowiem łodzianie chcieli zmusić go do pozostania (po mocno zakrapianej imprezie milicja zabrało mu prawo jazdy, a jedyną możliwością odzyskania dokumentu było pozostanie w Widzewie), ale charakterny piłkarz nie miał zamiaru ulec szantażowi.