Wszystko, na co masz ochotę
Pośród przywoływanych w książce mitów dotyczących feminizmu, pojawia się ten dotyczący pożycia seksualnego: feministyczna postawa kłóci się z radością z seksu i "psuje nastrój w łóżku". Wszak kobiecie naprawdę wyzwolonej nie przystoi paradować przed partnerem w bieliźnie erotycznej, tylko po to, aby spełnić jego fantazje. A ponadto: relacja władzy i uległości, silnie wpisana w patriarchalną przeszłość naszego świata (zarazem: wciąż obecna), powinna zostać kompletnie unieważniona i nie należy odwoływać się do niej w sypialni. A może sprawa jest nieco bardziej skomplikowana? Jak piszą Armstrong i Rudulph: "(...) nie ma właściwie żadnej czynności o charakterze seksualnym, której nie dałoby się wypaczyć tak, by stała się aktem antyfeministycznym i wywołała feministyczne poczucie winy. (...)".
Autorki proponują rozwiązanie, które sama nazywają "feministycznym seksem": "Oto nasz wymarzony scenariusz: masz na sobie to, w czym czujesz się najseksowniejsza, jesteś na tyle pewna siebie, że możesz spróbować wszystkiego, co tylko przyjdzie ci do głowy i na tyle odważna, by odmówić mu spełnienia jego życzenia (...) Uległość, dominacja, wibratory, oral, anal, soft, na ostro - wszystko, na co masz ochotę. O to chodzi w feministycznym seksie".