Pomysł na sąd ostateczny
Nie "ateista" a "antyteista" - właśnie w ten sposób tytułuje się Hitchens w jednym z esejów, gdy stara się sprecyzować swoją postawę wobec religii jako takiej. Jego zdaniem, prawdziwy umysł krytyczny powinien odrzucić wszelkie dostępne modele kultu i pobożności, gdyż "wszystkie religie stanowią różne wersje tej samej nieprawdy". Pisarz wypunktowuje przy tej okazji rozmaite etyczne nieścisłości, które znajdziemy w (najbliższej Hitchensowi z racji anglikańskiego wychowania, które odebrał) Biblii:
"Stary Testament nakazuje postępować według zasady oko za oko, ząb za ząb (nakaz ten pojawia się we fragmencie zawierającym cudownie kretyńskie szczegóły na temat rekompensaty za pobodzenie przez wołu. Sprawdź to sam i przeczytaj w tym kontekście). Drugi zapis głosi, że tylko ci bez grzechu mają prawo pierwsi rzucić kamieniem. Pierwszy cytat stanowi podstawę moralną dla kary śmierci i innych barbarzyńskich czynów. Drugi (...) nie pozwoliłby nawet na skazanie Charlesa Mansona". Hitchens odrzuca przekonanie Pascala, wedle którego warto wierzyć w boskie istnienie i podsuwa gotową receptę, na wypadek, gdyby jednak się mylił: "Na sądzie ostatecznym będę argumentował, że szczerość mojej niewiary zasługuje na docenienie i przynajmniej nie można mnie oskarżyć o hipokryzję albo przypochlebianie się".