Wielkie odliczanie do godziny "W"
Okupant poczuł się zagrożony i jął, jak to ujmuje autor, "redukować koszmar ostatnich pięciu lat do zaledwie sąsiedzkiej sprzeczki". "Tak samo jak w 1920 roku, tak i teraz Warszawa obroni się i pokona bolszewickiego wroga" - przekonywał przez megafony gubernator Ludwig Fischer. Wiara warszawiaków w czyste intencje Sowietów nie była zbyt wielka, ale panowało przeświadczenie, iż pomogą zgnieść siły okupanta. W podziemiu szyto opaski z oznaczeniami WP jak Wojsko Polskie. Rozpoczęło się wielkie odliczanie do godziny "W".
28 lipca 1944 Andrzej Borowiec został powołany do czynu, na który czekał tak długo. "Prawie wszyscy członkowie mojego plutonu byli nastolatkami. A ich obowiązki miały się ograniczać do ról pomocniczych, jak bycie posłańcem" - notuje. "Nikt nie wyjaśnił nam, jaki jest plan. Wiedzieliśmy tylko, że coś się musi wydarzyć (...), ale nie gdzie i kiedy".
Podczas, gdy młodzi powstańcy in spe dławili się gorączkowym oczekiwaniem, generał Bór - Komorowski i sztab generalny Armii Krajowej dywagowali nad sensem powstania. Przeciwnicy wskazywali na niewystarczającą ilość broni - Niemcy wykryli i zlikwidowali na dniach dwie duże jej kryjówki. Ostateczna decyzja zapadła głosem generała (przy pięciu głosach za i pięciu przeciw).