Zmarłych chowano, gdzie się dało. Kanały były zapchane ciałami
Między 5 a 12 sierpnia 1944 roku pod okiem dowódców Reinefartha, Dirlewangera i Kamińskiego wymordowano tysiące cywilów. Były to działania zamierzone, mające złamać ducha mieszkańców Warszawy i obrócić ich przeciw powstaniu.
W nocy 12 sierpnia RAF dokonał dwóch zrzutów broni na Starówkę. Były wśród niej granatniki dla piechoty (PIAT-y), stanowiące duże zagrożenie dla niemieckich jednostek pancernych. Niemcy rzucili do walki sterowane pojazdy samobieżne Borgward i Goliath, których siła wybuchu powodowała duże spustoszenia. Ponawiane przez Reinefartha bombardowania Starego Miasta ze stukasów wzniecały ciągłe pożary. Mimo to morale było wysokie, nikt nie wzywał Bora - Komorowskiego do kapitulacji.
W drugiej połowie sierpnia także Śródmieście zostało objęte tzw. "ogniem nękającym". Liczba ofiar cywilnych rosła. Zmarłych chowano na dziedzińcach, w ogrodach, a gdy zabrakło miejsca - pod chodnikami. W miarę narastania częstotliwości ataków artylerii i nalotów zaczął się rozwijać system podziemnych przejść. Pod koniec sierpnia zaczęły się warszawskie problemy z wodą; główna pompownia pozostawała w rękach Niemców, kanały przestawały działać, zapchane ciałami.
Wkrótce Andrzej Borowiec wraz z pięcioma kolegami został odesłany do misji w kanałach. Chodziło o przedostanie się ze Śródmieścia na Starówkę. Pod koniec sierpnia sytuacja na starym mieście, ostrzeliwanym najciężej, stała się nie do zniesienia. Bombowce zrzucały na walczących Polaków wezwania do poddania się. W dowództwie powstania zapadła decyzja o ewakuacji walczących oddziałów ze Starówki. 2 września dowódca Wachnowski kanałami przeprowadził do Śródmieścia około 4,5 tysiąca ludzi.