Nawet Niemcy byli pod wrażeniem odwagi Polaków
Autor tej opowieści dołączył do niedobitków sławnego batalionu "Zośka" pod dowództwem Jerzego Biełousa i 5 września ruszył z nim na Czerniaków. 3 września głównodowodzący przekazał Londynowi, że większości jego sił "brakuje amunicji, pożywienia, snu i nadziei. Jeśli nie nadejdzie pomoc, będą zmuszeni skapitulować" - pisał do premiera rządu emigracyjnego Stanisława Mikołajczyka. Kilka dni wcześniej, 25 sierpnia, AK gratulowało Paryżowi udanego powstania. Trwało zaledwie kilka dni, zanim wkroczył tam generał Patton. "Wolny świat świętował, podczas gdy my kończyliśmy czwarty tydzień krwawej walki" - pisze Borowiec. W niedzielę 41. dnia powstania rozległ się dochodzący zza wschodniego brzegu Wisły grzmot artylerii Armii Czerwonej. "Musieliśmy tylko zaczekać na rosyjskie posiłki, a zwycięstwo miało być nasze" - gorzko notuje Borowiec.
Rany odniesione w walce uniemożliwiły mu dołączenie do ewakuowanych resztek oddziałów zgrupowania "Radosław", wymieszanych z resztkami przysłanych dla "braterskiej pomocy" oddziałów generała Berlinga, przybyłych kanałami. "Miałem szesnaście lat i trzy dni, gdy odmówiłem wejścia na szalupę ratunkową" - pisze. - "Zostałem sam". Wkrótce potem Andrzej dostał się do niemieckiej niewoli. Pojmał go - wraz z całym szpitalem pełnym rannych żołnierzy - generał Gunther Rohr. "Żałuję, że tak dzielni przeciwnicy nie walczą z komunizmem po stronie Niemiec" - miał powiedzieć ów oficer, nim odesłał pojmanych do stalagu w Altengrabow.