Broń równie przerażająca co broń chemiczna. Wraca sprawa masakry sprzed 27 lat
Wojna w Ukrainie trwa od 40 dni. Codziennie pojawiają się nowe doniesienia o zbrodniach popełnianych na Ukraińcach, ale to, co odkryto w Buczy po wycofaniu się rosyjskich żołnierzy, staje się najbardziej przerażającym świadectwem rosyjskich zbrodni. Oto dlaczego porównuje się tragedię cywilów do Srebrenicy.
"Nowa Srebrenica. Ukraińskie miasto Bucza było w rękach rosyjskich bydlaków przez kilka tygodni. Miejscowi cywile byli poddawani arbitralnym egzekucjom" - napisano w komunikacie resortu obrony Ukrainy. W jednym z masowych grobów w Buczy odkryto 280 ciał. W światowych mediach nie brakuje wstrząsających zdjęć z Buczy, z której wycofały się rosyjskie wojska.
Z kolei dziennikarka portalu Kyiv Independent Anastazja Lapatina napisała na Twitterze, że na drodze w pobliżu Kijowa znaleziono ciała czterech lub pięciu nagich kobiet. "Rosjanie ponoć próbowali je spalić. Bóg wie, co wydarzyło się wcześniej" - przekazała. Masowe egzekucje, zbiorowe gwałty. To m.in. dlatego wydarzenia z Ukrainy porównywane są dziś z tym, co działo się lata temu w Srebrenicy.
Zobacz: Co czeka Putina? "Przed żadnym sądem nigdy nie stanie"
Lato, które miało się nigdy nie powtórzyć
Uczą nas w szkołach, że wojna domowa w Bośni i Hercegowinie była najkrwawszym konfliktem w Europie po zakończeniu II wojny światowej. Wtedy to po raz pierwszy użyto terminu "czystka etniczna". Wojna pomiędzy bośniackimi Serbami, a władzami Republiki Bośni i Hercegowiny, doprowadziła w lipcu 1995 r. do masakry w Srebrenicy. W ludobójstwie zginęło ponad 8 tys. bośniackich muzułmanów. Egzekucje w Srebrenicy trwały od rana do wieczora, a jeńców dowożono autobusami. Zabijano na polach, w salach gimnastycznych, w górach wokół Srebrenicy. Ciała wrzucano do masowych grobów. Setki osób do dziś nie odnalazły szczątków swoich bliskich.
Podobieństw z tym, co dzieje się dziś w Ukrainie, jest zbyt wiele. Wtedy sąsiad zaatakował sąsiada. Dziś podobnie mówi się o wojnie między Rosjanami i Ukraińcami, którzy zawsze żyli blisko siebie nie tylko pod względem geograficznym. Wtedy bośniaccy Serbowie twierdzili, że żadnej masakry nie było. Że informacje o liczbie ofiar były przesadzone, a cała ta, jak twierdzili, "domniemana" masakra to propaganda. Dziś rosyjscy urzędnicy mówią o "prowokacji" i "fałszywych informacjach" przekazywanych przez Ukrainę, także o propagandzie.
Coraz więcej pojawia się też doniesień i relacji o zbrodniach na kobietach. "The Guardian" pisze o zbiorowych gwałtach, napaściach seksualnych w punktach kontrolnych, o gwałtach popełnianych na oczach małych dzieci. CNN i Human Rights Watch podają: "We wsi w regionie Charkowa rosyjski żołnierz wielokrotnie zgwałcił kobietę, która schroniła się ze swoją rodziną w szkole. Powiedziała, że żołnierz pobił ją, pociął jej nożem twarz, szyję i włosy".
Upokarzanie i poniżanie
O tym, że gwałt to jedna z broni wykorzystywanych na wojnie pisze w swojej najnowszej, wstrząsającej książce "Nasze ciała, ich pole bitwy" brytyjska reporterka wojenna Christine Lamb. Przytaczane przez nią historie żywo przypominają to, co dziś dzieje się w Ukrainie.
Lamb w książce aż dwa rozdziały poświęca wydarzeniom w byłej Jugosławii. Przywołuje raport o ofiarach śmiertelnych opublikowany w 1997 roku przez Ośrodek Badań i Dokumentacji w Sarajewie. Nazywa się go "Bośniacką księgą umarłych". Podaje się, że w czasie tamtej wojny zgwałcono od 20 do 60 tys. kobiet. Ofiary miały od sześciu do siedemdziesięciu lat.
"Wiele kobiet zostało siłą zapłodnionych i więziono je, aż przerwanie ciąży stawało się niemożliwe. Były traktowane jak własność, a gwałty służyły ich zastraszaniu, upokarzaniu i poniżaniu" – pisze Lamb.
"Nowością był towarzyszący sprawie rozgłos. Powszechność gwałtów jako narzędzia wojny w byłej Jugosławii i przetrzymywanie kobiet w obozach gwałtu zaszokowało świat. W tamtym czasie nikt nie mógł twierdzić, że o tym nie wiedział. Po raz pierwszy we współczesnej historii dziennikarze i historycy udokumentowali celowe, metodyczne użycie gwałtu i przemocy seksualnej jako broni w czystkach etnicznych i ludobójstwie" – punktuje.
A dalej: "Gwałty były zwykle popełniane ze świadomym zamiarem obniżenia morale i terroryzowania społeczności, wypędzania mieszkańców z ojczystych regionów i demonstrowania siły najeźdźców".
W rozdziale "Tak wygląda ludobójstwo" przedstawia relację dr Branki Antic-Stauber, która zajmuje się dziś identyfikacją zwłok, a w czasie wojny pomagała kobietom dotkniętym przemocą seksualną w Srebrenicy. Lekarka opisuje, że w zrujnowanym mieście trafiła na 6 kobiet ukrywających się w ruinach domu. Gdy zapytała, co tam robią i czy nie marzną, jedna z kobiet odparła:
"Nie boimy się, bo nie ma się już czego bać. Przyjechałyśmy poszukać naszych nieżywych dzieci i same też od dawna jesteśmy martwe. Tylko nasze ciała są tu obecne, a gdyby ktoś przyszedł i je zabił, nie zrobiłoby to żadnej różnicy".
- Trauma po gwałcie jest zawsze czymś bardzo trudnym do przepracowania. Ma wpływ na zdrowie psychiczne, fizyczne i intymne. Ale kobiety ze Srebrenicy miały traumę nie tylko po tym, co przecierpiały, gwałtach i morderstwach bliskich, ale też związaną z wypędzeniem z domów, mieszkaniem w ośrodkach dla uchodźców itd., a potem przechodziły retraumatyzację związaną z pogrzebami i pochówkami, kiedy znajdowano kolejne ciała – mówi Lamb dr Branka.
Gwałt jako świadoma strategia?
Christine Lamb w "Nasze ciała, ich pole bitwy" przypomina też zbrodnie dokonywane przez żołnierzy Armii Czerwonej w szczególności dokonywane na Niemkach. Przypomina, że w teorii gwałt w Armii Czerwonej karano śmiercią, a w praktyce często oficerowie przyglądali się zbiorowym gwałtom.
"Upokarzanie Niemek było dla Rosjan jednym ze sposobów brania odwetu za traktowanie ich jako rasy niższej - seksualność czyniła z kobiet najłatwiejszy cel. Po latach karmienia antyniemiecką propagandą czerwonoarmiści prawdopodobnie nie uważali swoich ofiar za ludzi" – pisze Lamb i przypomina, że gwałty wymierzone były nie tylko w Niemki, ale także mieszkanki Węgier, Rumunii czy Polski.
O gwałtach dokonywanych podczas II wojny światowej długo milczano. Lamb punktuje, że w Rosji zbrodnie czerwonoarmistów na kobietach to do dziś temat tabu. "Opowieści o gwałtach odrzuca się jako mit, zachodnią propagandę przeciwko Armii Czerwonej albo, jak byśmy dziś powiedzieli, fake newsy" – pisze reporterka. Co nam to przypomina?
"W 2014 roku prezydent Władimir Putin podpisał ustawę przewidującą wysokie grzywny, a nawet karę pięciu lat więzienia za pomniejszanie roli Rosji w drugiej wojnie światowej" – dodaje.
Dzisiaj przemilczenie sprawy gwałtów czy masowych grobów w Ukrainie nie będzie możliwe. By świat nie zapomniał o zbrodniach m.in. takich jak masakra w Srebrenicy, powstał Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii, zwany Trybunałem w Hadze, który często się dziś przywołuje. W przypadku Jugosławii sędziowie trybunału orzekli, że systematyczne gwałty i zniewolenie mogą być traktowane jako tortury i broń niszcząca życie – a zatem jako zbrodnia wojenna. Do ponownego uruchomienia procedur Trybunału w Hadze nawołują i eksperci, i politycy.
- Chcę, by liderzy Federacji Rosyjskiej zobaczyli, jak wypełniane są ich rozkazy. To wspólna odpowiedzialność. Za te morderstwa, za tortury, za części ciał oderwane w wyniku eksplozji i rozrzucone na ulicach. Za strzały w tył głowy związanym ludziom. Tak będzie kojarzone teraz rosyjskie państwo. To jest dziś wasz obraz - powiedział w niedzielnym (3.04) wystąpieniu wideo Wołodymyr Zełenski.
Książka "Nasze ciała, ich pole bitwy. Co wojna robi kobietom" ukaże się w Polsce 13 kwietnia nakładem wydawnictwa Znak Literanova.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski