"Tu mieszka zdrajca". Jak Rosja czyści społeczeństwo z "wrogów narodu"
Jeśli uznają cię za zdrajcę Rosji, podrzucą ci pod drzwi świński łeb albo oznaczą twoje mieszkanie odpowiednią naklejką. Wyrzucą z uczelni, zabiorą program w TV. W Rosji trwa zainspirowana przez Putina czystka.
Naklejki pojawiają się na drzwiach nagle. Widać, że są dopracowane. Napis głosi: "Zjdes żywjot predatiel" - tu mieszka zdrajca. Pierwsza litera "Z" krojem przypomina tę samą, której propaganda rosyjska używa do manifestowania poparcia dla wojny.
Naklejki pojawiły się w Kaliningradzie na drzwiach osób, które wcześniej protestowały przeciw wojnie. To wykładowcy akademiccy czy dziennikarze dotąd niezależnych mediów (już zamkniętych). Widać, że ktokolwiek je nakleja, wie dokąd się udać.
Dziennikarka "Krytyki Politycznej" i autorka książki "Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu" Paulina Siegień ocenia:
"To raczej nie jest oddolna akcja. Osoby, które były na protestach w pierwszych dniach wojny, były spisywane przez policję, niektóre miały szybkie procesy i zasądzone kary. Ich pełne dane są więc znane organom represji i to gdzieś między różnymi służbami i lokalnymi władzami powstał pomysł podjudzania do agresji i rozpraw z 'wrogami'".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Te naklejki to tylko jeden z przykładów, jak w Rosji - po rozpoczęciu wojny - śledzi się, nęka i niszczy życie tzw. "wrogów narodu".
Hasło dał Putin, wzywając do "oczyszczenia narodu z szumowin i zdrajców". Chodzi o tych, jak wyjaśniał Putin, którzy mentalnie związani są z Zachodem i nie "mogą żyć bez ostryg i gender".
- Naród rosyjski, zawsze będzie potrafił odróżnić prawdziwych patriotów od szumowin i zdrajców, i po prostu wypluć ich jak muchę, która przypadkowo wleciała mu do ust - powiedział.
Jak to "wypluwanie muchy" wygląda? Chodzi na przykład o wydalanie z uczelni studentów i studentek. Jak opisała "Nowa Gazeta", dwie studentki Uniwersytetu Ekonomicznego im. Plechanowa w Sankt Petersburgu, Polina i Antonina, zostały wyrzucone z uczelni za wpisy na Instagramie (póki jeszcze działał w Rosji – red.). Wystarczyło, że napisały: "Mi nie potrzeba wojny". Zostały relegowane z uczelni.
Służby specjalne i policja monitorują więc nie tylko place i ulice w poszukiwaniu protestujących, ale też internet. Robią to też władze uczelni czy szefowie przedsiębiorstw.
Mało tego, samozwańcze patriotyczne grupy obywateli ogłaszają się w rosyjskim internecie, zachęcając innych do śledzenia, co kto pisze i donoszenia. Proponują: "Jeśli zobaczysz jakieś antyrosyjskie wpisy, wrogie prowokacje, fejkowe wiadomości o armii, donieś nam lub odpowiednim organom. Poradzimy sobie z tymi wrzodami na naszym organizmie".
Zachęceni tym patrioci albo donoszą na "wrogów ludu" do FSB, następczyni KGB, albo sami publikują w sieci "czarne listy zdrajców", na których są działacze społeczni, aktywiści czy artyści.
Wróciła więc - jak pisze "Nowa Gazeta" - kultura donosów, ale już nie na kartce zaniesionej na komisariat. Teraz odbywa się to w sieci. Co warto zaznaczyć, w kolejnym kroku mającym uprzykrzyć życie niezależnej redakcji, Poczta Rosji odmówiła prenumeraty, doręczania i sprzedaży papierowej "Nowej Gazety", nie dochodzi więc ona do czytelników.
Jak jeszcze można jeszcze prześladować "wrogów ojczyzny"? Aleksiej Wieniediktow, były już redaktor naczelny zamkniętego radia "Echo Moskwy" znalazł pod drzwiami swojego mieszkania obcięty świński łeb. Do tego nalepka z godłem Ukrainy i napis na niej "żydowska świnia".
Program rosyjskiego showmana Iwana Urganta został usunięty z rosyjskiej telewizji publicznej po tym, jak w mediach społecznościowych sprzeciwił się wojnie w Ukrainie.
Co dalej? Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow wyraził ostatnio zadowolenie, że "zdrajcy" sami wiedzą, co robić: - Odchodzą z pracy, wyjeżdżają z Rosji. Znikają z naszego życia. Tak odbywa się ta nasza czystka.
Rzeczywiście dziesiątki tysięcy Rosjan zdążyło już wyjechać do Turcji, Armenii, Gruzji a nawet Finlandii. Nazwiska niektórych z nich są publikowane w sieci jako zdrajców i dezerterów.
Aresztowano już ponad 15 tys. Rosjan za uliczne protesty antywojenne.
Jak działa kremlowski wymiar sprawiedliwości przekonała się nawet rosyjska blogerka Veronika Belotserkovskaya, która mieszka we francuskiej Prowansji. Na co dzień Veronika zajmuje się sprawami kuchni i mody. Jednak po inwazji Rosji na Ukrainę zamieściła na Instagramie post, w którym napisała, że uważa Ukraińców za braci, a tzw. specoperację po prostu za wojnę.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Ten post – napisany we Francji – rosyjscy śledczy uznali z godzący w dobre imię armii i władzy rosyjskiej i zapowiedzieli, że umieszczą blogerkę na międzynarodowej liście osób poszukiwanych. Gdyby wróciła do Rosji, grozi jej nawet 15 lat więzienia.
ZOBACZ TEŻ: Rosyjski symbol ''Z'' w kosmosie. Nagranie ze startu rakiety w Rosji
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski