Bloodshot USA – wirus na Manhattanie i szyderstwa z Trumpa [RECENZJA]
Ray Garrison powrócił jako Bloodshot, a wraz z nim… jeszcze więcej Bloodshotów! Ekipa nieśmiertelnych zabijaków kieruje się do Nowego Jorku, gdzie rozpętało się piekło na Ziemi. Posprzątanie tego bałaganu to jeden z wątków finału świetnej serii "Bloodshot Odrodzenie", którą polskim czytelnikom dostarczyło wydawnictwo KBOOM.
Psychologiczny dramat, sensacja, postapokaliptyczne widowisko –Jeff Lemire (scenariusz) próbował już wielu rzeczy, nastrojów i patentów, które czynią z "Bloodshot Odrodzenie" coś znacznie więcej niż krwawą opowieść o nieśmiertelnym mordercy. Można patrzeć na Bloodshota jak na połączenie Punishera z Wolverine'em, ale to, co Lemire wyprawia w swojej serii, wykracza poza wszelkie wyobrażenia i oczekiwania.
"Bloodshot USA" jest w pewnym sensie podsumowaniem, a zarazem wielkim finałem serii "Bloodshot Odrodzenie". I tu znowu Lemire stanął na wysokości zadania, jeśli chodzi o wykorzystanie zaskakujących rozwiązań w historii, która formalnie jest naparzanką superludzi z siłami złowieszczej organizacji.
Akcja rozpoczyna się od tajnej narady w schronie Projektu "Duch" w Nowym Meksyku. To właśnie ta paramilitarna organizacja stworzyła Bloodshota (a raczej Bloodshotów) i Deathmate. Szef "Ducha" Morris Kozol nie zamierza na tym poprzestać i planuje zarazić znaczną część populacji wirusem, który zamieni ludzi w mordercze maszyny. Ofiary będą liczone w milionach, ale dla Kozola cel uświęca środki, gdyż po jakimś czasie będzie się mógł objawić światu jako zbawca posiadający narzędzia do… zwalczenia wirusa.
Zbiorczy album "Bloodshot USA" zawiera zeszyty z lat 2016-2017, które dziś mają zupełnie inny wydźwięk. Nie tylko w kontekście pandemii, ale i ze względu na wątek polityczny. "Wystarczy posadzić w Białym Domu jakąś marionetkę… Słyszałem, że Trump chce startować… I już rządzimy światem" -  mówił szef Projektu "Duch" przed wyborami wygranymi przez niego w 2016 r.
"Bloodshot USA" bardzo sprawnie domyka wątki piętrzące się w odcinkach "Odrodzenia". Z jednej strony robi to na modłę typowego superbohaterskiego crossovera, ale nie ma tu przesady znanej z flagowych serii Marvela czy DC, gdzie im więcej herosów/łotrów w kadrze, tym lepiej. Pod tym względem "Bloodshot USA" zaskakuje swoistą kameralnością, ograniczając liczbę postaci dramatu do niezbędnego minimum. I wychodzi mu to na dobre. Z drugiej strony, akcje na ulicach Nowego Jorku to spektakularne widowisko, więc miłośnicy "epickości" będą ukontentowani.
"Bloodshot USA" pokazuje, że posługiwanie się wyświechtanymi, wręcz banalnymi pomysłami na fabułę nie jest z miejsca skazane na porażkę. Nie jest to na pewno najlepszy utwór Jeffa Lemire'a, ale jako finał angażującej i nietuzinkowej serii o nieśmiertelnym zabójcy sprawdza się bardzo dobrze. Jest widowiskowo, brutalnie, momentami zabawnie i wzruszająco. Idealny komiks na kaca, którego można się było nabawić po seansie "Bloodshota" z Vinem Diesel'em w roli tytułowej.