Batman Death Metal tom 2 – recenzja komiksu wyd. Egmont
Hasło na tylnej okładce tego komiksu wieszczy, że "ciąg dalszy bestsellerowej historii 'Batman Metal' zaskakuje niespodziewanymi rozwiązaniami i swoim rozmachem". I wiecie co? Nie jest to pusty slogan, lecz esencja historii kryjącej się na 240 stronach w twardej oprawie.
Kto nie zna "Batman Metal" i pierwszego tomu "Batman Death Metal", powinien czym prędzej nadrobić zaległości przed sięgnięciem po drugi tom kontynuacji. Pierwsza seria zamknięta w trzech tomach postawiło uniwersum Batmana na głowie i choć rewolucyjne zmiany nie są niczym nowym dla DC i Marvela, to takiej postaci jak Batman, Który się Śmieje, jeszcze w tej "bajce" nie było.
Batman, Który się Śmieje od początku był bardzo groźnym przeciwnikiem, ale gdy wreszcie posiadł moc Doktora Manhattana, ziemscy bohaterowie musieli mieć nietęgie miny. Koszmarna wersja Mrocznego Rycerza ma plan, a co najważniejsze możliwość przekształcenia całego uniwersum "na swoje podobieństwo". Zanim to jednak nastąpi, musi rozprawić się w Perpetuą, twórczynią multiwersum. Na drodze do sukcesy stoi mu też Flash.
Pozostali członkowie Ligi Sprawiedliwości także stanowią dla niego zagrożenie, ale zanim dojdzie do bezpośredniej konfrontacji, Batman, Superman i Wonder Woman załatwiają swoje sprawy w mrocznym uniwersum…
"Batman Death Metal tom 2" to kolejna opowieść dla fanów epickich wydarzeń na kosmiczną skalę, po których następuje nowe rozdanie kart i sprzątanie gruzów. Scenarzyści nie mają litości dla ulubieńców z Ligi Sprawiedliwości i nie stronią od kontrowersyjnych rozwiązań. Krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie i już mamy za sobą kilku kluczowych zmian i przetasowań. A przecież to jeszcze nie koniec "Batman Death Metal".
W tomie autorstwa Scott Snyder i Greg Capullo znalazło się dużo miejsca dla historii pobocznych, choć mocno związanych z głównym wydarzeniem. Całość jest świetną lekturą dla tych, którzy nie boją się szargania świętości i lubią odważne eksperymenty. Batman, Który się Śmieje od początku był symbolem takich rewolucyjnych zmian i świeżego podejścia. I o ile oryginalna seria mnie nie porwała, tak od kontynuacji z "Death" w tytule trudno się oderwać. Mrok, przygoda, szaleństwo i historia na kosmiczną skalę, która już mocno namieszała, a dopiero się rozkręca.