Ludzie spisani na straty
70 lat po zakończeniu projekt Manhattan, cała inicjatywa budzi oczywiste wątpliwości natury moralnej i medycznej. Przy czym nie brakuje ludzi, którzy przekonują, że w tamtych czasach "naukowcy niewiele wiedzieli na temat skutków działania promieniotwórczości na ludzki organizm." Podejmowano odpowiednie do posiadanej wiedzy środki ostrożności, a narażanie pracowników fabryki nie było świadome. Tymczasem autorka przekonuje, że "już po paru latach zarówno badacze, jak i administratorzy projektu znali większość zagrożeń związanych z produktami rozszczepienia jąder metali ciężkich. Świadomość ta w bardzo niewielkim stopniu wpłynęła jednak na projekt budowlany, procedury obsługi zakładu, a przede wszystkim na sposób składowania odpadów promieniotwórczych."
Ignorancję władz ilustruje przypadek Dona Johnsona, młodego inżyniera chemika, który jesienią 1944 roku zgłosił złe samopoczucie, miał mdłości i dolegliwości gastryczne. Skarżył się na ból nóg i krwawiące dziąsła. Przez kolejny tydzień Johnson nieustannie się pocił, był zmęczony, miał podwyższoną gorączkę. Diagnoza lekarza z Richland wskazywała na białaczkę. Kilka miesięcy później 37-latek już nie żył, mimo że rok wcześniej na badaniach lekarskich był zdrów jak ryba.