Arcybiskup z makijażem, duchowni w intymnych sytuacjach. Teatr rozlicza się z Kościołem
Całujący się klerycy, zakonnice dotykające się w miejscach intymnych, arcybiskup, któremu sekretarz maluje paznokcie i usta. Bydgoski spektakl "Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele" otwiera zupełnie nowy rozdział mówienia o sytuacji polskiego duchowieństwa.
W Teatrze Polskim w Bydgoszczy w ostatni weekend miała miejsce premiera najnowszego spektaklu cenionego duetu: Hubert Sulima i Jędrzej Piaskowski (ten pierwszy pisze, ten drugi reżyseruje jego teksty).
Jego tytuł "Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele" odsyła do niemal kultowego serialu telewizyjnego z lat 80., opowiadającego o romansie księdza. Nie jest to co prawda adaptacja sceniczna tamtej historii, ale zdecydowanie coś jest na rzeczy.
To rzeczywiście spektakl o miłości w Kościele, bardzo przewrotny i zaskakujący, poruszający się wokół tematów, o których albo nikt wcześniej nie mówił, albo przynajmniej nie mówił w ten sposób. Ich wspólnym punktem jest proste stwierdzenie, że osoby duchowne mają romantyczne uczucia i powinny mieć możliwość ich okazywania oraz realizacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pokazali śmierć papieża. Reżyser o kontrowersyjnym przedstawieniu
Marzenia świętej głowy
Niecodzienna, wielopiętrowa narracja w tym przedstawieniu na jednym z poziomów jest nieco fantastyczną wizją przyszłości, w której Kościół zmuszony jest niemal całkowicie zmienić strukturę i formułę swojego działania. Na innym - to opowieść o bardzo nietypowej grupowej terapii, w której biorą udział osoby w różny sposób związane z Kościołem i pozostające na różnych szczeblach istniejącej w nim hierarchii.
Księża i zakonnice, zachęcani przez terapeutkę, dawną celebrytkę specjalizującą się w edukacji seksualnej (Małgorzata Witkowska), opowiadają o swoich marzeniach, ujawniając przy okazji spychane w głąb pamięci wspomnienia i nigdy nie zrealizowane fantazje.
W tym kontekście na scenie dzieją się rzeczy niesłychane w bardzo podstawowym znaczeniu tego słowa: domyślać się można, że wiele z nich dzieje się naprawdę, na co dzień, w ukryciu przed wszystkimi, ale nie można o nich usłyszeć, bo nikt otwarcie o nich nie mówi.
Jeden z kleryków (Michał Surówka), opowiada o tym, jak zauroczył się kolegą z seminarium (Karol Franek Nowiński), a ich wzajemna fascynacja zakończyła się namiętnym pocałunkiem, siostra zakonna (Michalina Rodak) zwierza się z marzenia o wspólnym życiu z koleżanką z klasztoru (Emilia Piech). Dziewczyny najpierw uprawiają miłość, ale potem fantazjują już raczej o tym, że razem uprawiają ogródek.
Sekretarz (Jakub Ulewicz) arcybiskupa (Jerzy Pożarowski) robi mu makijaż, a potem uczy go smażyć jajecznicę, co dla hierarchy staje się niezwykłą inicjacją do zwykłego życia.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Z księdzem w sercu
Czy to brzmi obrazoburczo? Czy to kogoś oburza? Pewnie znajdą się i tacy. Choć tym scenom niezwykle daleko jest do wulgarności, a nawet złośliwości. A całemu spektaklowi równie daleko do antyklerykalizmu i brutalnych ataków na Kościół.
Z pewnością nie obraża on niczyich uczuć religijnych. Ani w sensie materialnym - nie wyśmiewa wiary, symboli, osób duchownych, ani formalnym - w teatralnym foyer jest mnóstwo, więcej niż plakatów do spektaklu, informacji o tym, że poruszone w nim będą kwestie związane z tematem życia uczuciowego w Kościele. Stosowny komunikat wygłoszony jest też tuż przed rozpoczęciem przedstawienia. Obsługa chętnie pomaga wyjść tym wszystkim, którzy uznają, że to jednak nie dla nich. Zostają więc tylko ci, którzy chcą to zobaczyć. Jeśli na końcu wyjdą oburzeni, to na własne życzenie.
Ten spektakl wyznacza zupełnie nowy kierunek mówienia o tematyce życia emocjonalnego osób związanych z Kościołem. Mówi o tym bez pruderii, nie unikając wstydliwych tematów, a co ważniejsze nikogo nie atakując za to, co czuje. Do księży kochających innych księży, do zakonnic zakochanych w innych zakonnicach podchodzi z ogromnym zrozumieniem i empatią.
Być może najbardziej widać to w niezwykle przejmującej scenie nauki całowania. Każdy z bohaterów i bohaterek ćwiczy tę umiejętność, przyciskając do ust własną rękę. To na swój sposób piękne, ale jednocześnie wymownie smutne. Chyba jeszcze nigdy nikt nie pokazał całowania w sposób tak mocno nasączony gorzką, pustą samotnością.
Można wręcz zaryzykować tezę, że dla wielu osób związanych z Kościołem ten spektakl może być doświadczeniem bardzo otwierającym, dającym wsparcie i odwagę. W jednej ze scen Małgorzata Witkowska pół żartem, pół serio pozdrawia siedzące na widowni osoby duchowne, które przyszły do teatru incognito.
Można tylko życzyć Teatrowi Polskiemu, aby takich osób przychodziło jak najwięcej. A polskiemu klerowi, aby dał się ponieść fali, którą wzbudza ten spektakl i zaczął otwarcie rozmawiać o sprawach, o których w nim mowa. To z pewnością rozładuje wiele napięć i pozwoli uniknąć wielu tragedii.
Antypedofilski dekalog
Bo w spektaklu poruszającym taką tematykę, nie mogło oczywiście zabraknąć także kwestii trudnych, odnoszących się do tragedii pojawiających się tam, gdzie uczucia nie mogą zostać zrealizowane.
Jedna ze scen to historia o pedofilii: mocna, choć subtelna zarazem, opowiedziana językiem raczej poetyckim niż naturalistycznym, ale jednak nieestetyzującym zbrodni wobec dziecka, nierelatywizująca jej w żaden sposób. Zwracająca uwagę na perspektywę ofiary, nawet jeśli nie dająca jej bezpośrednio głosu.
Swoistym komentarzem staje się jedna z najważniejszych scen spektaklu, w której wściekła na Kościół zakonnica (Małgorzata Trofimiuk) rozlicza arcybiskupa z pedofilii. Wykrzykuje mu w twarz swoisty nowy dekalog - dziesięć prostych spraw, które trzeba załatwić, aby Kościół nie czynił krzywdy niewinnym, zwłaszcza dzieciom.
Nie, to nie są rewanżystowskie postulaty atakujące konkretne osoby, to nie jest nawoływanie do palenia kościołów.
To raczej oczywiste, racjonalne, zdroworozsądkowe rozwiązania poszczególnych problemów, składających się na nierozerwalny węzeł kościelnych przestępstw i zaniechań: wspierać ofiary, ukarać winnych, przyznać się do tuszowania zbrodni, otworzyć archiwa, dopuścić osoby spoza organizacji do badania patologii, które ją toczą i jeszcze kilka innych pomysłów.
Kiedy słucha się tej listy wypowiadanej ze sceny, nie sposób nie zapytać, czemu żadna instytucja, partia polityczna, organizacja społeczna nie sformułowała jej wcześniej i nie głosi jej od dawna, nie próbuje jej zrealizować w praktyce. To jeden z tych ważnych momentów, kiedy - jak to się często zdarza we współczesnej Polsce - teatr wykonuje zadania innych podmiotów, które z różnych powodów tego nie robią. Tym samym wypełniając ziejącą i domagającą się załatania lukę w publicznym dyskursie.
Spektakl, który załatwia sprawy
Z czysto teatralnego punktu widzenia ten spektakl wydaje się bardzo skromny, wręcz ubogi. Muzyka jest nader dyskretna, na całą scenografię składa się zaledwie kilka obiektów, wyglądających jak fragmenty liturgicznych rzeźb, garść rekwizytów i robiący spore wrażenie wózek inwalidzki, ozdobiony biskupią purpurą. Większość kostiumów mocno nawiązuje do stylistyki kościelnej: to habity, sutanny i komże.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Bardzo mocnym punktem jest tu gra aktorska całej obsady. Imponująca, tym bardziej że przez znaczną część spektaklu aktorzy i aktorki mają do wykonania nader niewdzięczne, przynajmniej z pozoru, zadanie: udawać, że grają bardzo nieumiejętnie i niezgrabnie - bo tak przecież "grają" podczas wykonywania zadań na terapii grupowej osoby nie wykonujące zawodu aktorskiego. Przekonująco zagrać złe aktorstwo to wyzwanie niezwykłe, z którym bydgoski zespół radzi sobie po mistrzowsku.
Przekonujące postacie, oddane z ogromną czułością, czasem może nawet współczuciem, budują tu opowieść niezwykle ważną, potrzebną, przełomową. Potrzebną polskiemu społeczeństwu, które wciąż ma mnóstwo niepozałatwianych spraw z Kościołem, ale potrzebną może nawet bardziej polskiemu klerowi, który wciąż ma mnóstwo niepozałatwianych spraw z samym sobą.
"Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele" to spektakl, który idzie w poprzek dotychczasowych sporów dotyczących polskiego Kościoła. Który wyznacza nową, bardzo ciekawą oś debaty. Który ma szansę zmienić rzeczywistość w trudnym do zmiany obszarze i byłoby bardzo dobrze, gdyby ją zmienił.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat finały tegorocznej Eurowizji, rozprawiamy o "Yellowstone" z Kevinem Costnerem oraz polecamy trzy książki, od których nie będziecie mogli się oderwać w maju. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.