"Angel Wings", II wyd. – recenzja komiksu wydawnictwa Scream Comics
Nie interesujecie się historią II wojny światowej, a z awiacją macie tyle wspólnego co nic? Nie szkodzi, ja też. Mimo to "Angel Wings" pochłonąłem na jednym posiedzeniu.
Komiksy o samolotach i podniebnych bitwach to ostatnia rzecz, po jaką bym sięgnął, szukając niezobowiązującej rozrywki na wieczór. Ale w tym przypadku już po kilku stronach wiedziałem, że to początek pięknej, acz niepozbawionej wad przyjaźni.
Główną bohaterką 3-częściowej historii jest tytułowa Angela McCloud, cudownej urody pilotka służąca w WASP (Women Airforce Service Pilots), amerykańskim korpusie kobiet pilotów z czasów II wojny światowej. Akcja rozgrywa się w Birmie, gdzie stacjonujący Jankesi toczą nieustające boje z armią cesarza Hirohito. Angela musi nie tylko uważać na zabłąkane kule japońskich myśliwców, ale zmagać się też z jaskrawymi nierównościami – zarówno jako kobieta, jak i pilotka.
Zacznijmy od tego, że "Angel Wings" to jeden z najpiękniej narysowanych i wydanych albumów, jakie ostatnio miałem w rękach. Hiperrealistyczny styl Romaina Hugaulta, znanego m.in. z ilustracji do "Thorgala", z oczywistych względów przywodzi na myśl tytana pin-upu Gila Elvgrena. Ale w jego kadrach pobrzmiewają też echa twórczości Normana Rockwella, jednego z najwybitniejszych amerykańskich malarzy i rysowników, autora legendarnych okładek "The Saturday Evening Post".
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Wszystko, począwszy od fizjonomii, przez soczyste kolory, a skończywszy na ultra szczegółowych rysunkach prujących niebo maszyn, przyprawia o ciarki. Zwłaszcza, że Hugault nie unika bajecznych splashy, co przy wielkim formacie komiksu robi jeszcze większe, żeby nie powiedzieć, kolosalne wrażenie.
Nieco bladziej album wypada od strony fabularnej. Z jednej strony to podana w przystępnej formie kopalnia wiedzy z zakresu II wojny światowej, lotnictwa wojskowego i obyczajowości pierwszej połowy XX w. Z drugiej, Yann serwuje nam nieskomplikowaną historię podporządkowaną kolejnym ekscytującym podniebnym akrobacjom i namiętnemu eksponowaniu atutów głównej bohaterki. Ambiwalentne odczucia budzi też brak tłumaczenia większości angielskich zwrotów grzecznościowych i przekleństw. Za to ogromnie cieszy mocno wybrzmiewający wątek równouprawnienia i sytuacji kobiet w armii Wuja Sama.
Wracając jeszcze do jakości wydania. Na 160-stronicowy integral składają się 3 pierwsze tomy serii (dwa kolejne ukazały się w styczniu tego roku). Album wydano w imponującym formacie 24x32,5 cm, twardej lakierowanej oprawie i przepięknej błyszczącej obwolucie. Dodatkowo w środku znajdziecie sporych rozmiarów plakat z tytułową bohaterką oraz dodatki w postaci elvgrenowskich pin-upów.
"Angel Wings" ukazało się nakładem Scream Comics, które w moim osobistym rankingu polskich wydawców z albumu na album zajmuje coraz wyższą lokatę. Tak trzymać.