Dolar kontra dycha
Pralnia na monety działa jak soczewka skupiająca w sobie całe społeczeństwo. Tak przynajmniej wynika z napakowanych treścią migawek z Ameryki, jakie prezentuje Wałkuski. I znów przyczyną był wielki kryzys: wprawdzie w latach 20. popularność domowych pralek rosła, ale następstwa czarnego czwartku zatrzymały ten trend. Wówczas pewien biznesmen z Teksasu kupił cztery pralki i ustawił je w jednym pomieszczeniu, które wynajmował na godziny. Nie było suszarek i trzeba było mieć własne mydło, ale interes kwitł, bo pranie w pralce było łatwiejsze niż w misce z wodą. Pierwsza ogólnodostępna pralnia samoobsługowa powstała w 1947 roku w Filadelfii.Obecnie na terenie USA działa trzydzieści pięć tysięcy laundromatów - bo tak się je nazywa. Przynoszą one zyski w wysokości pięciu miliardów dolarów rocznie. I tu ciekawostka, nad którą głowił się pewnie niejeden Polak: "Ostatnio za upranie dużej i ciężkiej narzuty zapłaciłem [...] równowartość dziesięciu złotych. W Polsce ta sama usługa kosztowałaby mnie co
najmniej cztery-pięć razy więcej" - pisze Wałkuski. - "Nigdy nie zrozumiem, dlaczego w tradycyjnej amerykańskiej pralni za upranie i uprasowanie koszuli płacę dolara, podczas gdy na warszawskiej Woli muszę zapłacić minimum dziesięć złotych".