American dream w kaWałkach
Ameryka - kraj marzeń, przynajmniej dla niektórych i przynajmniej do pewnego momentu w historii. Ma tylu zwolenników, ile przeciwników i trudno wyobrazić sobie, by jakikolwiek inny kraj budził tak wiele emocji. Być może dzieje się tak dlatego, że Ameryka to coś więcej niż kraj czy kontynent. To stan umysłu.
American dream w kaWałkach
Książka wieloletniego korespondenta radiowego Marka Wałkuskiego "Ameryka po kaWałku" może nas tylko w tym utwierdzić. Wałkuski przedstawia kraj pełen sprzeczności, ale pociągający i pobudzający wyobraźnię. Kraj, być może odległy od naszych marzeń, ale z pewnością daleki od mrocznych wizji kreślonych przez wrogów USA.
Dlaczego w Stanach banki są łaskawe "nawet dla idiotów"? Jakie są najwygodniejsze auta na świecie (i dlaczego jeździ nimi amerykańska policja)? Jak Amerykanie umilają czas użytkownikom autostrad? I dlaczego można polubić Baracka Obamę oraz amerykański kult uśmiechu?
O tym wszystkim postaramy się opowiedzieć pokrótce na kolejnych stronach galerii.
Bank dla idiotów?
Wałkuski podkreśla na samym wstępie, że jego celem jest przedstawienie przede wszystkim zalet Ameryki, gdyż jak mówi, krytycy znajdą się zawsze, a on sam wie, że w Ameryce nie będzie mieszkał zawsze i jest wiele rzeczy, za którymi będzie tęsknił. Jedną z nich jest stosunek amerykańskich banków do klienta. W jednym z pierwszych obrazków przytacza historię, która przydarzyła mu się w sytuacji, gdy zmęczony wracał po pracy do hotelu. Jednoznacznie określa, że z perspektywy czasu zrobił kilka rzeczy, które niewiele miały wspólnego z rozsądkiem i ta była jedną z nich.
Wałkuski wsiada do auta nieznajomego mężczyzny i daje się zaprosić na drinka. Dopiero wtedy dociera do niego, że takie postępowanie niekoniecznie jest bezpieczne i negocjuje z kierowcą zmianę kierunku. Nie ma łatwo: najpierw udają się do bankomatu, bo kierowca życzy sobie pożyczki w gotówce. Nietrudno się domyślić, że polski dziennikarz został okradziony. Jakie konsekwencje ponosi? Żadne. Bank of America zwraca mu pieniądze, bo polityka banku głosi, że jeśli klient twierdzi, że transakcji nie dokonał to ich... nie dokonał. Cała historia ma prawo nie mieścić się w polskiej głowie, ale dziennikarz dopowiada, dlaczego banki w Stanach tak łagodnie traktują ludzkie słabości. Tym, co daje możliwość przyzwyczajonemu do wiecznych utrudnień rodakowi zaoszczędzenia kilkuset dolarów rocznie jest fakt, że statystycznie każda amerykańska rodzina jest zadłużona na kilka tysięcy dolarów. Oprocentowanie zadłużeń to ogromne kwoty, dlatego tych, którzy swoje zobowiązania spłacają w terminie banki hojnie premiują.
Nawet, jeśli nie grzeszą rozsądkiem...
Pulitzer i gazeta pod drzwiami
Jest wiele obrazów, które bez wahania kojarzymy jako "typowo amerykańskie". Jednym z nich jest oczywiście gazeta pod drzwiami i pralnia na monety - są znane z filmów czy seriali i miesza się w nich to, co dla Europejczyka już znane z tym, co egzotyczne. Wałkuski z gawędziarskim zapałem opisuje co leży u podstaw obu tych "wynalazków". Mianowicie jest to wybitnie amerykańska cecha, czyli wygoda. Wygoda i biznes, bo jeśli chodzi o umieszczanie gazety prosto pod drzwiami jej odbiorców, na pomysł wpadł w czasie wielkiego kryzysu Joseph Pulitzer, wydawca prasy, obecnie kojarzony z prestiżową nagrodą dziennikarską. Przed wielkim kryzysem do sprzedaży gazet wykorzystywano jako tanią siłę roboczą chłopców, których nazywano newsboys. W czasie kryzysu wielu z nich straciło pracę.
Wydawcy chcieli jednak utrzymać czytelników i ratować się przed spadkiem sprzedaży. Tak narodził się pomysł dostarczania gazet bezpośrednio do domów prenumeratorów. Wszyscy tylko zyskali: dla wydawcy był to sposób na dystrybucję, dla paperboysów - okazja do zarobienia pierwszych pieniędzy. A w Stanach, jak wiadomo, od pucybuta... Dziś tradycja roznoszenia gazet jest wypierana przez wydania elektroniczne, ale Wałkuski wciąż cieszy się z numeru "Washington Post" pod swoimi drzwiami.
Dolar kontra dycha
Pralnia na monety działa jak soczewka skupiająca w sobie całe społeczeństwo. Tak przynajmniej wynika z napakowanych treścią migawek z Ameryki, jakie prezentuje Wałkuski. I znów przyczyną był wielki kryzys: wprawdzie w latach 20. popularność domowych pralek rosła, ale następstwa czarnego czwartku zatrzymały ten trend. Wówczas pewien biznesmen z Teksasu kupił cztery pralki i ustawił je w jednym pomieszczeniu, które wynajmował na godziny. Nie było suszarek i trzeba było mieć własne mydło, ale interes kwitł, bo pranie w pralce było łatwiejsze niż w misce z wodą. Pierwsza ogólnodostępna pralnia samoobsługowa powstała w 1947 roku w Filadelfii.Obecnie na terenie USA działa trzydzieści pięć tysięcy laundromatów - bo tak się je nazywa. Przynoszą one zyski w wysokości pięciu miliardów dolarów rocznie. I tu ciekawostka, nad którą głowił się pewnie niejeden Polak: "Ostatnio za upranie dużej i ciężkiej narzuty zapłaciłem [...] równowartość dziesięciu złotych. W Polsce ta sama usługa kosztowałaby mnie co
najmniej cztery-pięć razy więcej" - pisze Wałkuski. - "Nigdy nie zrozumiem, dlaczego w tradycyjnej amerykańskiej pralni za upranie i uprasowanie koszuli płacę dolara, podczas gdy na warszawskiej Woli muszę zapłacić minimum dziesięć złotych".
Auto nie do zdarcia
W jednym z wywiadów radiowych, jakie z okazji wydania książki udzielił Wałkuski, mowa o aucie, które ma już status kultowego. To ford crown victoria, czyli samochód amerykańskiej policji. Dokładna jego nazwa brzmi: ford crown victoria police interceptor i został wprowadzony na rynek w 1992 roku. To auto, które najsilniej kojarzy się właśnie z amerykańską policją: "występowało" w niezliczonych scenach pościgów w filmach czy grach wideo. Obecnie równie często można je spotkać na amerykańskich ulicach w charakterze... taksówek. Dzieje się tak, bo ford crown victoria to auto nie do zdarcia: według taksówkarzy "sprzedawane przez policję egzemplarze z przebiegiem stu sześćdziesięciu tysięcy kilometrów mogą dodatkowo przejechać dwa razy tyle".
A dlaczego właśnie ten samochód wybrała policja? Wrażenie robi wielkość samochodu. Został zaprojektowany tak, by pojemny był nie tylko bagażnik, ale i całe wnętrze, co znaczy, że za pancerną szybą może usiąść wygodnie funkcjonariusz wyposażony w absolutnie wszystkie narzędzia i niezbędną broń i... nadal będzie miał sporo miejsca. W tej sytuacji trudno nie zgodzić się z autorem (który zresztą fordem crown victoria też przejechał spory kawałek Stanów), że w porównaniu z autami amerykańskiej policji, polskie wypadają po prostu słabo...
Kryzys, Obama i poczucie humoru
Barack Obama nie ma łatwo. Jego prezydentura przypadła na moment największego od lat kryzysu. Banki prawie bankrutowały, gospodarka Stanów padała na łeb na szyję, setki ludzi traciły pracę każdego miesiąca, a spadki cen akcji na Wall Street pozbawiały Amerykanów oszczędności. Obama podjął kroki, których Europa się bała:* zwiększył deficyt i przeforsował w Kongresie tak zwany pakiet stymulacyjny w wysokości miliarda dolarów*. Z oporami, ale gospodarka ruszyła do przodu. Strategia Obamy okazała się trafiona, choć nadal prezydent ma wielu przeciwników. Podobnie dużo emocji wzbudza reforma systemu ochrony zdrowia - po raz pierwszy w historii Amerykanie mają obowiązek wykupienia polisy. To nie tylko zmiana systemu, ale sposobu myślenia: dlatego właśnie wielu ludzi, zwłaszcza tych o prawicowych poglądach, uznało, że to zamach na obywatelską swobodę.
Wałkuski nie ukrywa swojej sympatii do prezydenta Obamy, szczególnie w sferze profesjonalnego podejścia do zawodu: "Amerykańscy politycy potrafią okazać szacunek swoim rywalom i nie dość, że przeciwników politycznych nie obrzucają obelgami i nie nazywają zdrajcami, to jeszcze są w stanie pochwalić ich patriotyzm i poświęcenie dla kraju. Barack Obama pod tym względem zachowuje się nienagannie". No i ma poczucie humoru.
Takie rzeczy tylko w Stanach
Podczas przemierzania niezliczonych kilometrów amerykańskich szos można natknąć się na wiele ciekawych rzeczy. Mogą to być wielbiciele harleyów (w jednym z rozdziałów autor "Ameryki po kawałku" relacjonuje swoją przygodę z kultowym motocyklem), ale mogą też być to... pomniki stawiane warzywom albo szkielety na traktorach. Przy amerykańskich drogach można znaleźć chyba wszystko: od Jezusa, Buffalo Billa przez wieżę Eiffla i gigantyczne dinozaury aż po pomnik orzeszka ziemnego, który od 1975 roku można podziwiać w Ashburn w stanie Georgia czy wieżę ciśnień w kształcie brzoskwini.
Najwięcej takich oryginalnych atrakcji znajduje się przy słynnej Route 66, choć jest jedno miejsce na Florydzie, które bije wszystko na głowę. To Centrum Badań nad Małpą-Skunksem w miejscowości Ochopee. Małpa-Skunks to według lokalnej legendy tajemniczy ssak żyjący na bagnach Parku Narodowego Everglades. Centrum można zwiedzić za jedyne pięć dolarów i raczej nie świeci pustkami.
Na zdjęciu:fragment słynnej Route 66
Keep smilin', czyli uśmiech proszę
Amerykanie kochają uśmiech i ludzi pozytywnie nastawionych do życia. Jeśli jesteś smutasem, to w Ameryce będzie ci trudno (zwłaszcza, jeśli chcesz osiągnąć sukces). Kiedy przed rozpoczęciem piłkarskich mistrzostw świata w Brazylii niemiecki trener reprezentacji USA, Jürgen Klinsmann (na zdjęciu), powiedział: "Nie możemy wygrać tych mistrzostw, bo nie jesteśmy jeszcze na tym poziomie. Patrząc realistycznie, jest to niemożliwe", Amerykanie nie wierzyli własnym uszom. Jak to możliwe, żeby w ojczyźnie Rockefellera, miejscu, gdzie wszystko jest możliwe, mówić takie rzeczy? Wypowiedź Klinsmanna doprowadziła do wielu żartów, w tym również skeczu, który podkreśla różnice w mentalności Niemców i Amerykanów i w którym pada zdanie:* "Gdy nam, Niemcom, rodzi się dziecko, od razu czujemy cierpki zapach grobu"*. Pesymizm to, zdaniem Amerykanów, bierność, optymizm to silny charakter i chęć działania.
Skąd to uwielbienie do "nierealistycznego" podejścia do życia i uśmiechu o mocy stu watów? Tacy byli pierwsi imigranci, którzy stworzyli Stany Zjednoczone. Musieli wierzyć, że im się uda, nawet jeśli realnie rzecz biorąc szanse były niewielkie. Kto nie wierzył - przegrywał.
Indywidualista sześć stóp pod ziemią
Ameryka to kraj, który jak nic w świecie ceni indywidualne podejście do życia. Jak się okazuje z relacji Wałkuskiego, indywidualistą można być także po śmierci, szczególnie jeśli za życia ktoś wyraził taką wolę. Tak jak uwielbiają się uśmiechać, Amerykanie przepadają za niebanalnymi pogrzebami. Podczas przemowy na cześć zmarłego opowiada się zabawne anegdoty, bo to osobie zmarłego poświęca się całą refleksję, a nie filozoficznym czy religijnym rozważaniom na temat tego, jak kruche jest ludzkie życie.
Poza tym, umiera się tylko raz, więc jeśli komuś marzy się spersonalizowany pogrzeb, Ameryka jest krajem, w którym nikt nie będzie się przy wypełnianiu takiej ostatniej woli pukał w czoło. Znane są domy pogrzebowe specjalizujące się w tak zwanych pogrzebach tematycznych (są tematyczne wesela, dlaczego zatem nie wyprawić tematycznego pogrzebu?). Były już pogrzeby działkowców z trzymetrowymi sadzonkami pomidorów, golfistów z kijami do ich ulubionego sportu, trumny w kształcie łodzi dla wielbicieli żaglówek, a pewna kobieta zażyczyła sobie, by na jej grobie wmontowano... parkometr. Istnieje możliwość zainscenizowania scenografii pogrzebowej - ciało zmarłego, oczywiście zakonserwowane, występuje jako główny element takiego przedstawienia. Pewną zmarłą osiemdziesięciolatkę z Nowego Orleanu, która ponad wszystko kochała przyjęcia, usadzono w fotelu z kieliszkiem szampana w jednej dłoni i papierosem w drugiej.
Dla tych, którzy chcieliby na śmierci zbić kasę też znajdzie się w Stanach miejsce - całkiem okazyjnie można kupić okazały cmentarz, a za dobre pieniądze wykupić sobie kwaterę nieopodal Milesa Daviesa.
Na zdjęciu:Marek Wałkuski, Wojciech Mann i słuchaczki Trójki
"Oh, say can you see", czyli dumny jak Amerykanin
"Ameryka po kawałku" to zbiór wszystkich tych fascynujących, drobnych rzeczy, za którymi, jak pisze Marek Wałkuski, będzie tęsknił po powrocie ze Stanów. To też prawdziwa kopalnia wiedzy o codzienności Ameryki - o golfie za dychę, rzetelnej gazecie "The New York Times", w której tytuły informują, a nie wprowadzają w błąd. To książka o tym, jak pomysłowi mieszkańcy USA chcą wykorzystać istnienie pasów szybkiego ruchu i dlaczego świetnym wynalazkiem są fontanny wody pitnej dostępne praktycznie wszędzie. Czytelnik znajdzie tu także sporo cennych wskazówek, które mogą ułatwić pierwszą wyprawę do Ameryki (nawet jeśli orientacyjne ceny podane w tekście zdążą się zmienić). Wałkuski nie pisze jednak tylko o miejscach i o tym, "Ameryka po kaWałku" pokazuje też fundamentalne cechy Amerykanów: optymizm, altruizm i tolerancję. Dumę z własnego kraju i zrozumienie podstaw
życia społecznego, które tworzą społeczeństwo obywatelskie.
Ola Maciejewska/wp.pl