Wrażliwy na złe recenzje
Od końcówki lat 50. w filmografii Cybulskiego wybitne role, jak ta z "Pociągu" (1959), "Miłości dwudziestolatków" (1962) czy "Rękopisu znalezionego w Saragossie" (1964), przeplatały się z mniej udanymi kreacjami, które negatywnie wpływały na jego samoocenę. "Bardzo przeżywał porażki i złe recenzje. Chciał, by go kochano. To było mu potrzebne do życia" - mówi Jerzy Goliński, aktor, kolega Zbyszka ze studiów. Cybulski nie mógł się także pogodzić z upływającym czasem. Zdawał sobie sprawę, że jako czterdziestoletni aktor ma coraz mniejsze szanse na ciekawe role. "Lepiej było zginąć młodym, tak jak Dean, niż doczekać tuszy, oczu jeszcze mniejszych niż były... [...] Najgorzej, że ja czuję się młody, a oni uważają, ze jestem stary, jeżeli dają mi rolę trenera pływackiego z Joanną Szczerbic i bokserskiego z Danielem Olbrychskim. Bo trener to tyle co wychowawca, nauczyciel, czyli po prostu człowiek stary, który przekazuje umiejętności młodym" - mówił Cybulski na kilkanaście miesięcy przed śmiercią w rozmowie z Juliuszem Lubiczem-Lisowskim.
Na złe samopoczucie Cybulskiego, związanego przez wiele lat z gdańskim Teatrem Wybrzeże, niekorzystnie wpłynęła także przeprowadzka do stolicy. W rozmowach z przyjaciółmi często podkreślał, że wśród warszawskiego towarzystwa nie umie się odnaleźć. "Zbyszek bardzo nie lubił Warszawy. Był patriotą Wybrzeża. Warszawa to Warszawka, miasto karierowiczów. Niewiele brakowało, by na którymś z bankietów u Agnieszki Osieckiej pobił się z Jeremim Przyborą. Właśnie o tę warszawskość" - opowiada Ewa Lassek.