O Januszu Szpotańskim, zwanym Szpotem:
Do drewnianego domu pp. Kumelowskich na Woli Duchackiej w Krakowie, gdzie wtedy mieszkałem - były to lata 70. - przychodziło mnóstwo młodych ludzi, a Szpot czytał swoje utwory. Kto go nigdy nie słyszał, nie pojmie siły jego tekstów. W tym ponurym czasie ludzie bronili się przed wariactwem opowiadaniem dowcipów politycznych, nikt jednak nie potrafił tak jak on pokazać, że to, co chciało być straszne i groźne, w rzeczywistości jest po prostu śmieszne. To było jak powiew świeżego powietrza. Szpot słuchaczy przyciągał jak magnes, nigdy się nie znudził. "Towarzysza Szmaciaka", za którego poszedł na trzy lata do więzienia, czytał nam przecież mnóstwo razy i zawsze chcieliśmy słuchać go od nowa. (...) Humor Szpota mógł razić, mógł się nie podobać. Jednak dla młodych ludzi był odtrutką na ponure miazmaty realnego socjalizmu. Dla mnie też.
Gomułka nazywał go "człowiekiem o mentalności alfonsa", ale Szpot uwielbiał Gomułkę, bo Gomułka - jego zdaniem - był malowniczy. Załamywał ręce nad Gierkiem. Cytował, naśladując kadencję głosu pierwszego sekretarza: "Rodzina polska powinna...". Kręcił głową, nie potrafił nic z tym zrobić. Mawiał, że Gierek jest nudny jak kalwiński pastor i dodawał, że my, katolicy, nie mamy wyobrażenia, jak nudni są kalwińscy pastorzy, a on jako kalwin wie. (...)