O ks. Józefie Tischnerze:
Ponad trzydzieści lat znajomości... W pamięci mam nie obraz Józka Tischnera, ale barwny film moich wspomnień o nim i o sprawach z nim związanych. Beztroskie włóczęgi na nartach po zaśnieżonych Gorcach, spotkania ze studentami, jego opowieści przy stole u św. Anny w domu biskupa Jana Pietraszki, który Józka lubił i cenił (Józek biskupa uważał za swego mistrza). Aż po ostatni kadr: Józek bohatersko zmagający się z chorobą i rozmawiający przy pomocy karteczek. Pisał, bo nie mógł mówić, ale i na tych karteczkach żartował. Po przeczytaniu mojego "Vademecum generała" napisał mi, że z takimi mądrościami w kierowaniu "Tygodnikiem" daleko nie zajadę. (...)
Miał w sobie siłę trafiania do drugiego przez autentyczne zainteresowanie i szacunek, z jakim się odnosił do każdego. Należał do tych, którzy prowokują pytania, ośmielają do udziału w dyskusji. Nawet pozornie bagatelnej wypowiedzi potrafił nadać kształt, wydobyć z niej coś ciekawego. Ktoś, kto wydukał z siebie parę byle jakich zdań, wychodził ze spotkaniu z Tischnerem z poczuciem własnej wartości, bo Tischner potrafił wydobyć z jego wypowiedzi coś ciekawego i mądrego. (...)
Jest takie powiedzenie, że nie ma ludzi niezastąpionych. W tym przypadku ono jest szczególnie nie na miejscu. Tischner jest niezastąpiony. Nie będzie drugiego Józka Tischnera. I to jest nieustanny ból. Tak bardzo teraz byłby potrzebny.