Zdrojewski: Nadzwyczajna skromność Różewicza
Minister Zdrojewski wspomina, że Różewicz za każdym razem go zaskakiwał: "Kiedyś dzwoni i pyta, czy wiem, że dziś jest Międzynarodowy Dzień Poezji. Zakłopotany powiedziałem, że nie wiem. Powiedział, że też nie wiedział, że to dziś i nie wie z czego to wynika. Otworzył więc okno, wyjrzał na zewnątrz, a tam... zwykła proza".
Te telefony do mnie teraz powracają i przypominają człowieka, który miał zdolność obserwacji i te nawet najprostsze obserwacje umiejętnie przekazywał z dozą dystansu do siebie i do świata. Dystansu, w którym było wiele empatii i nadzwyczajnej wrażliwości.
Nie lubił tłumów. Uwielbiał rozmawiać w maleńkich grupach, najczęściej z jedną osobą, to sprawiało mu satysfakcję. Podkreślał, że intymność rozmowy daje szansę rzeczywistej wymiany myśli. Umykał i uciekał od każdego splendoru. Jeszcze kilka lat temu pojawił się wniosek, aby nadać mu Order Orła Białego. Jakimś cudem się o tym dowiedział, natychmiast do mnie zadzwonił i powiedział, by absolutnie nie kłopotać go tym zaszczytem. Mówił, że jest bardzo wdzięczny, ale byłby to dla niego kłopot. Tak było za każdym razem. Z trudem wręczyłem mu Złotą Glorię Artis. Zgodził się pod warunkiem, że będzie to w domu, bez mediów i że nikt o tym nie będzie wiedział. Kiedy w latach 70. wnioskowano o Nobla dla Tadeusza Różewicza, to o niego nie zabiegał, nie interesował się tym. Właściwie miałem wrażenie, że podchodził do tego podobnie jak Wisława Szymborska, która dzieliła czas na ten do "tragedii noblowskiej" i po "tragedii noblowskiej". Skromność Różewicza była nadzwyczajna. [...]
Zostanie pochowany w Karpaczu na cmentarzu ewangelickim. Chciał być tam pochowany i mówił, że bardzo mu zależy, aby być w górach, aby być bliżej nieba, aby mu nie przeszkadzano, aby nie było nadmiernego rozgłosu".