Jak było naprawdę?
Były tam też rzeczywiście opisane w książce bagna, betonowe bunkry, most na Sanie pilnowany przez Niemców, zabawy z trotylem, własnoręcznie robione łyżwy i własowcy. Przede wszystkim był tam ptasznik - Lech, sąsiad Kosińskich, który zastawiał sidła, łapał ptaki potem je uwalniał, czasami też malował wapnem i wypuszczał, aby obserwować jak są atakowane przez inne ptaki.
Jerzy Kosiński nigdy nie przyznał publicznie, że jako chłopiec nie błąkał się po polskich wsiach, przeciwnie - przetrwał szczęśliwie wraz z rodzicami dzięki odważnym mieszkańcom wsi Dąbrowa Rzeczycka i okolicznych wiosek. "Mieszkali wprawdzie w Dąbrowie, ale chodzili do kościoła do Woli. Kępa ich żywiła. Rzeczyca Okrągła przechowywała podczas akcji i obław. Rzeczyca Długa milczała jak wszyscy" - pisze Siedlecka.