Na ratunek dziewczynie
"Trójka młodych ludzi z Zagłębia wędrowała Orlą Percią, byli zmęczeni, zmierzchało, pogoda zaczęła się załamywać. Kiedy dostrzegli schronisko w Dolinie Pięciu Stawów, bez zastanowienia poszli na przełaj w dół, wydawało im się bowiem, że zejście jest łatwe. Nie wiedzieli jednak, że to zbocze jest podcięte urwiskiem i w pewnym momencie jeden z chłopców spadł do Dolinki Buczynowej. Zginął na miejscu. Drugiemu udało się zejść, aby wezwać pomoc" - opowiada Kozłowski.
"Dziewczyna została na śliskich, nachylonych płytach skalnych, do których po pewnym czasie udało nam się dotrzeć. Baliśmy się trochę, bo panowały zupełne ciemności, a trawiasto-skalne zbocze było nieprzyjemnie mokre. Weszliśmy na te płyty, ledwo dostrzegając niewyraźny zarys dziewczęcej postaci siedzącej na skałach. Jan Józef nie znosił gadulstwa i w ogóle niewiele mówił. Kiedy zdecydowaliśmy, że idziemy - szliśmy w milczeniu.
Podszedł do dziewczyny i zapytał tylko : "Ile ważysz?". Zaskoczona odpowiedziała: "Czterdzieści dziewięć kilogramów", na co Jan Józef lakonicznie odparł: " To dobrze". Założyliśmy zjazd linowy, Jan wziął dziewczynę na plecy i zwiózł na piarg do Dolinki Buczynowej. Dalszą drogę do schroniska pokonaliśmy po mokrych, śliskich głazach".