Krwawe lata 90.
Zapytany o to, jak w latach 90. gangsterzy podchodzili do kwestii zabójstwa, Masa szczerze odpowiada: "żyliśmy w poczuciu, że zabijanie jest częścią naszego fachu i wysłanie kogoś do piachu to ta sama bajka, co napadanie na tiry czy odzyskiwanie długów. A czasami nawet bardziej moralnie uzasadniona, bo przecież zabijając przeciwnika, ratowaliśmy własne tyłki. Pod koniec lat 90. ciągle powtarzaliśmy: albo ja jego, albo on mnie. Przecież żadnych negocjacji nie będzie. Wygra ten, który szybciej strzeli.
Zdaniem Masy nikt nie miał wtedy poczucia winy, ani tym bardziej szacunku dla zwłok ofiary. "Czasem topiło się je w wapnie, a czasem kroiło i rozrzucało po bagnach." Z drugiej strony był członek pruszkowskiego gangu zdradza, że często po "robocie" trzeba było jechać na wódkę i "zagłuszyć wspomnienie". By następnie wrócić "do kumpli, żon, kochanek i dzieci. Do normalnego świata." Masa mówi wprost, że "od drugiej połowy lat 90. zabijanie stało się w polskiej mafii codziennością" i "jakby dobrze pokopać, to znalazłoby się jeszcze z kilkaset ciał, o których dziś już nikt nie pamięta."