Złom wywożą "roboty biologiczne", czyli ludzie
Górnicy wychodzi na powierzchnię "po trzygodzinnej szychcie w ciasnym chodniku, gdzie pracowali bez masek i półnago z powodu strasznego zaduchu, wystawieni na niewyobrażalne dawki promieniowania, i natychmiast zaczynali chorować...
Przez dwa tygodnie tysiąc ośmiuset ludzi zasypywało reaktor z góry, z helikopterów, mieszanką piasku, boru, dolomitu i ołowiu, aż wreszcie 10 maja emisja pary i pyłu ustała. [...]
Do wywozu gruzu i złomu próbowano z początku używać robotów produkcji niemieckiej, japońskiej i radzieckiej, ale ich systemy elektroniczne szybko przestały działać z powodu zbyt wysokiego poziomu promieniowania. Podjęto więc decyzję o wysłaniu "robotów biologicznych", czyli ludzi. Każde wejście na skażony teren miało trwać niecałą minutę, czas odmierzały syreny. Ale to i tak wystarczało, żeby człowiek przyjął dawkę równą albo wyższą od maksimum przewidzianego na całe życie".