"X, Y, Z": Ci ludzie złamali szyfr Enigmy
Pod koniec 1932 r. oficer francuskiego wywiadu fotografował wykradzione instrukcje Enigmy. Nie wiedział, że wkrótce polscy matematycy będą odczytywali tajne depesze III Rzeszy.
Historia zawarta w książce pokazuje, jak wywiady państw alianckich współdziałały przy złamaniu szyfrów Enigmy, jak pod nosem Niemców polscy kryptoanalitycy kontynuowali swą pracę na terenach kontrolowanych przez rząd Vichy, a potem w Wielkiej Brytanii, i jak później wspierali tajne służby Jego Królewskiej Mości, przyglądając się pierwszym krokom Związku Radzieckiego w zimnej wojnie.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebis publikujemy fragment książki "X,Y,Z. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy" autorstwa Dermota Turinga. Książka będzie miała swoją premierę 26 lutego 2019 r.
"X,Y,Z. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy".
Rozdział 2, "Wejście króla" (fragmenty).
Zimy w Warszawie zwykle są mroźne. W latach dwudziestych temperatury zimą nie były szczególnie niskie, jednakże styczeń 1929 r. był wystarczająco mroźny, by ludzie woleli pozostawać w domach. Była sobota. Na dworcu głównym trwało jak zwykle sortowanie nadesłanych z zagranicy paczek – przez Szekspira nazywanych szkatułkami. Nalepka celna na jednej z paczek informowała, że zawiera ona sprzęt radiowy, co wydawało się wiarygodne, biorąc pod uwagę wielkość i ciężar pudełka.
Wtedy zadzwoniono z niemieckiej ambasady. Doszło do pomyłki. Strasznie przepraszamy, ale ta szkatułka, ta paczka nie powinna była w ogóle trafić na pocztę. Czy można ją odszukać i odesłać do Niemiec? To bardzo ważne.
Wszystko to wydawało się bardzo dziwne jak na zwyczajną paczkę. Celnik uznał, że – by sięgnąć do innej sztuki Szekspira – Niemcy zapewniają o tym zbyt gorliwie. Trzeba było kogoś powiadomić. Tymczasem Niemcom wciśnięto nieco kitu – jest sobota, a w dodatku strasznie zimno, do poniedziałku nie da się nic zrobić, ale oczywiście po niedzieli zaraz się tym zajmiemy i tak dalej, i tak dalej.
Celnik zadzwonił następnie do polskiego wywiadu wojskowego, wywiad zaś, jako że w paczce znajdować się miał sprzęt radiowy, zadzwonił do radiowców. Przesyłka musiała trafić rzecz jasna do fabryki AVA. Telefon odebrał Ludomir Danilewicz i to on przywiózł ją do zakładu.
Na szczęście na miejscu był Antoni Palluth, który wiedział wszystko o szyfrach, ponieważ w paczce z pewnością nie znajdował się aparat radiowy. Przede wszystkim urządzenie miało klawiaturę, tak jak maszyna do pisania, lecz zamiast normalnego wałka i czcionek posiadało płytkę z zestawem żaróweczek podświetlających litery. Po naciśnięciu klawisza zapalała się jedna z żaróweczek, jednakże przy innej literze niż naciśnięty klawisz. Ponowne naciśnięcie tego samego klawisza podświetlało inną literę.
To była maszyna szyfrująca. To była Enigma. Palluth i Danilewicz spędzili cały weekend na rozmontowywaniu kolejnych elementów Enigmy, by poznać jej sposób działania.
Następnie pieczołowicie złożyli maszynę i umieścili ją w pudełku, a pudełko zapakowali z powrotem w brązowy papier. Niemców poinformowano, że paczka została odszukana. Choć dla Danilewicza możliwość rozmontowania precyzyjnego urządzenia szyfrującego była bez wątpienia interesująca, cała ta weekendowa akcja nie przyniosła Polakom absolutnie nic.
Urządzenie było jedną z Enigm komercyjnych, dostępnych na rynku od lat. Dowiedzieli się jednak, że Niemcy stali się czuli – bardzo czuli – na punkcie Enigmy. To zaś oznaczało, że decyzja o przyznaniu priorytetu działaniom na rzecz złamania jej szyfru była słuszna.
W roku 1929 proces reorganizacji Wojska Polskiego, zainicjowany w roku 1926 przez Józefa Piłsudskiego, dotarł do Oddziału II. Reformy Piłsudskiego nazwano "sanacją”, czyli "uzdrowieniem”. Jego głównym celem było stworzenie prostych i skutecznych sił zbrojnych. Marszałek wymiatał pajęczyny ze Sztabu Głównego. Na niepotrzebne stanowiska nie powoływano nowych oficerów, likwidowano wygodne sztabowe posadki. Początkowo radiowywiad nie przyciągał uwagi marszałka, może dlatego, że pamiętał on jego wojenną użyteczność.
A może nie. Nazwisko Ciężkiego pojawiło się na rozkazie przeniesienia do pułku niemal jednocześnie z przeniesieniem jego przełożonego, Franciszka Pokornego, do innych obowiązków7. Miotła dotarła do ich pokoju. Piłsudski jednak osobiście zainteresował się kwestią następcy Pokornego, zastanawiając się, czy Kowalewski nie byłby skłonny powrócić.
Pokorny wszakże zaproponował kogoś innego, swojego znajomego z akademii wojskowej. Gwido Langer był Polakiem z zaboru austriackiego, żołnierzem armii austro -węgierskiej. Urodził się w roku 1894 i w wieku 17 lat wstąpił do akademii wojskowej w Wiener Neustadt.
Ukończył ją w stopniu porucznika 1 sierpnia 1914 r., cztery dni po wypowiedzeniu przez Austro - Węgry wojny Serbii i w dniu wypowiedzenia wojny przez Niemcy i Rosję. Gwido Langer służył na froncie wschodnim, został dwukrotnie ranny, awansował i otrzymał medal, lecz w 1916 r. trafił do niewoli. W chwili zakończenia wojny wstąpił do wojsk polskich na Syberii. W czasie wojny z bolszewikami trafił ponownie do niewoli, zdołał jednak z niej zbiec i przebył ponad tysiąc kilometrów, by dotrzeć do oddziałów polskich.
Był zawodowym oficerem oraz uczniem generała Maxa Rongego, wojennego szefa austriackiego wywiadu wojskowego. W roku 1929 jego nowym zadaniem stało się wyciśnięcie tego, co najlepsze, z jednostki radiowywiadu.
Były oficer dawnej c.k. armii miał idealne doświadczenia, by dowodzić polskim wywiadem radiowym. Przedwojenne relacje Austrii z Serbią rodziły zapotrzebowanie na informacje wywiadowcze. W czasie wojen bałkańskich armia austriacka utworzyła jednostkę łamania szyfrów. Wraz ze wzrostem wojennego napięcia rosły umiejętności austriackich kryptoanalityków.
Odczytywano przechwytywane depesze serbskie i rosyjską korespondencję dyplomatyczną. Akt państwowego terroryzmu przed kawiarnią Moritza Schillera w Sarajewie 28 czerwca 1914 r. był tylko najbardziej jaskrawym przykładem serbskich prowokacji.
Austriaccy kryptoanalitycy doskonale wiedzieli, kto stał za zamachem. Informacje te zapewne napełniły austriackich przywódców wiarą w słuszność przyjętego postępowania. Choć ostateczny wynik wojny był dla Austro -Węgier katastrofalny, początkowo wszystko szło dobrze.
Front wschodni był długi, bardzo długi. Austriacki odcinek miał 600 kilometrów i rozciągał się od Warszawy po granice Rumunii. Rosjanie zatem kierowali swoimi armiami przez radio. Po klęsce wojsk cara Mikołaja II w starciu z Niemcami pod Tannenbergiem, częściowo na skutek posyłania rozkazów otwartym tekstem, Rosjanie szybko zrozumieli swój błąd i zaczęli szyfrować radiodepesze.
Przez Polskę ku granicom austro- węgierskim ruszył walec parowy złożony z sześćdziesięciu rosyjskich dywizji. By uniknąć zmiażdżenia, Austria musiała prowadzić wojnę w sposób inteligentny. "Cóż za radość, gdy radiogram za radiogramem nadchodził do nas otwartym tekstem. Ileż większa radość, gdy szereg zdań został zapisany szyfrem.
Wejście króla Moi wykwalifikowani kryptoanalitycy rzucili się na te zagadki z entuzjazmem” – pisał generał Ronge. Ostrzeżeni o ruchach wojsk rosyjskich Austriacy mogli kierować kontrataki w miejsca, gdzie Rosjanie byli słabi, dzięki czemu osiągali poważne sukcesy. Po jednym z takich uderzeń w górach z Rosjan uleciała para i walec się zatrzymał. 6 grudnia 1914 r. Rosjanie zarządzili odwrót.
Sukces ten osiągnięto dzięki austriackiej służbie radionasłuchu. Wyszkoleni kryptoanalitycy Rongego, tak jak wielu członków wywiadu wojskowego i żołnierzy frontowych, pochodzili z terenów austriackiego zaboru Polski.
Kondycja polskiego radiowywiadu przejętego w roku 1929 przez Gwidona Langera nie była doskonała. Generałowie przygotowywali się do powtórki poprzedniej wojny: nasłuchiwano głównie sygnałów radzieckich, większość masztów i radiopelengatorów skierowana była ku wschodowi. Co więcej, system radionasłuchu opierał się na stałych stacjach, przez co nie przystawał do wojny manewrowej.
Rok czy dwa zajęło Gwidonowi Langerowi wprowadzenie programu reform, jednakże pierwszy krok był oczywisty. Marszałek rozumiał wagę radiowywiadu, dzięki czemu w roku 1930 stał się on samodzielną komórką. Następnym krokiem miało być scentralizowanie procesu łamania szyfrów i ponowne włączenie go do wywiadu. Pozytywną w tym wszystkim decyzją było potwierdzenie pozycji Maksymiliana Ciężkiego na stanowisku szefa sekcji niemieckiej Biura Szyfrów.