Trwa ładowanie...
d1dwzve
16-11-2023 19:20

Wywiady korsarskie o polityce i życiu. 1955-1975

książka
Oceń jako pierwszy:
d1dwzve
Wywiady korsarskie o polityce i życiu. 1955-1975
Tytuł oryginalny

Interviste corsare sulla politica e sulla vita (1955–1975)

Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Czołowy intelektualista XX wieku o barbarzyństwie społeczeństwa konsumpcyjnego. Cykl rozmów z Pier Paolo Pasolinim z lat 1955-1975 przybliżających światopogląd tego wybitnego twórcy: reżysera, pisarza i poety. Wywiady obrazują szeroką sferę zainteresowań Pasoliniego obejmującą zagadnienia kultury, sztuki, polityki, historii, religii. Czytelnik znajdzie wiele do dziś aktualnych wątków, m.in. rozważania oroli artysty i sztuki w społeczeństwie, destrukcyjnej roli kapitalizmu, znaczeniu religii we współczesnym świecie, zanikaniu tradycyjnych wartości i postępującej unifikacji społeczeństw, wolności jednostki i zagrożeniach dla praw człowieka.


„Sprawiedliwszy, lepszy jest świat represyjny niż świat tolerancyjny, bo w represji przeżywa się wielkie tragedie, rodzi się świętość i heroizm. W tolerancji definiuje się różnorodność, analizuje i izoluje anomalie, tworzy getta. Wolałbym być niesprawiedliwie potępiony niż tolerowany”.


„Faszyzm skończył się, ponieważ opierał się na Bogu, rodzinie, ojczyźnie, armii — na wszystkich tych rzeczach, które teraz nie mają żadnego znaczenia. (…) Uważam konsumpcjonizm za gorszy faszyzm niż faszyzm klasyczny, ponieważ faszyzm klerykalny nie przekształcił Włochów, nie wszedł w nich. Był to system totalitarny, ale nie totalny. Mogę podać tylko jeden przykład: faszyzm przez całe dwadzieścia lat sprawowania władzy próbował zniszczyć dialekty. Nie udało się. Natomiast władza konsumpcyjna, która twierdzi, że chce zachować dialekty, niszczy je”.


„Pasolini z pasją reaguje na miasto, kulturę, ludzi i kraj. Jego głos jest inny — bezpośredni, osadzony w błyskotliwej i całkowicie indywidualnej perspektywie, liryczny, nigdy ślepo romantyczny”.
– Martin Scorsese, reżyser
Pasolini jest niewątpliwie najważniejszą postacią, jaka zaistniała we włoskiej sztuce i literaturze po drugiej wojnie światowej…
– Susan Sontag
„Pasolini jest największym włoskim poetą XX wieku”.
– Alberto Moravia, pisarz
„Pasolini żył niebezpiecznie pod każdym względem. Pełen pasji i sprzeczności”.
– Paul Bailey, pisarz
„Pasolini był artystą i myślicielem, który nie starał się rozwiązywać swoich sprzeczności, ale raczej w pełni je ucieleśniać”.
– Dennis Lim, „The New York Times”
„(Pasolini był) błyskotliwym intelektualistą, reżyserem i homoseksualistą, którego wizja polityczna, oparta na osobliwym splocie Erosa, katolicyzmu i marksizmu, przewidziała współczesność i rozkwit światowego konsumpcjonizmu”.
– Ed Vulliamy, „The Guardian”
„Sprzeciwiał się samozadowoleniu nieodłącznie związanemu z ustalonym porządkiem społecznym, korupcją instytucji kościoła i państwa. Jeśli można powiedzieć, że Pasolini opowiadał się za czymkolwiek, to byli to prości chłopi i mieszkańcy miejskich slumsów”.
– Nathaniel Rich, „The New York Review of Books”
„Oskarżony o bluźnierstwo, głęboko oddany franciszkańskiemu katolicyzmowi, gramsciański komunista definitywnie wyrzucony z partii, zdeklarowany homoseksualista oddany dobrowolnej wolności seksualnej wszystkich, orędownik lokalności w skali globalnej, neorealista wyobraźni i radykalnie nowatorski poeta”.
– Susan Stewart, „The Nation”

Wywiady korsarskie o polityce i życiu. 1955-1975
Numer ISBN

978-83-67503-01-3

Wymiary

165x235

Oprawa

miękka

Liczba stron

498

Język

polski

Recenzja

Znaczenie polskiego przekładu wywiadów z Pasolinim jest doniosłe, lecz łatwo je zlekceważyć. Gdybyśmy bowiem otrzymali krytyczną edycję pism zebranych, albo kompletne wydanie dzieł filmowych, waga wydarzenia byłaby jednoznacznie „ciężka”. Epatująca spektakularnością, niemożliwa do przeoczenia.
Z tej perspektywy antologia rozmów z dziennikarzami różnych mediów jawić się może jakomiscellanea, kalejdoskop komunikatów okazjonalnych, dygresyjnych, marginesowych. Każdy jednak, kto pomyślałby „Ciekawe, ale błahe; to tylko gazetowe przypisy” – popełni błąd. Poznawczy i polityczny.
Tym bowiem, z czym wchodzimy tu w elektryzujące zwarcie, okazuje się swoistylarge language model. To dyskurs maksymalnie skompresowany, gęsty, zarazem zaś szerokoekranowy, z rozmachem odsłaniający epicką panoramę problemów estetycznych oraz ideologicznych. Czytelnik ma wrażenie, że kontaktuje się z chatbotem, który jest z jednej strony zmumifikowany, bo Pasolini od dawna nie żyje, a jeśli gości w polskiej debacie, to jako historyczny eksponat – z drugiej natomiast zaskakująco żywotny.
Obserwacje proponowane przez PPP nie tylko skrzą się witalnością, są również transhistoryczne i prowokują do abordażowych skoków w przyszłość. Autor „Teorematu” mówi o zjednoczeniu Włoch, włoskim faszyzmie i neokapitalizmie, o kompromisach włoskiej lewicy z chadecją – ja jednak czytam „Wywiady” tak, jakby mówiły o współczesnej Polsce. Wynika to stąd, że ten zbiór dialogów, ankiet prasowych, zapisów debat i przemówień, powstał jako radykalna odpowiedź na dialektykę, która formuje również i mnie, nas, tu i teraz. Chodzi o formowanie się narodu, „fatalnie zakończone sklerozą faszystowską” (WK 46)[1].
Czuję zatem, że Polak nastrojony korsarsko, mój własny konstrukt, pożądany towarzysz, moja projekcja polityczna – może czerpać z lektury wiedzę o teraźniejszości. Rewolucyjnie i futurystycznie? Zaryzykujmy.

Od muzyki zagłady do prozodii ludobójstwa
Już sama formuła książki pasuje do dzisiejszych realiów. To momentami krzywe, nierzadko hiperrealistyczne lustro, stawiane na poboczach kolejnych wielopasmówek w historycznym pejzażu, bronowanym przez deweloperkę późnej nowoczesności. Natężenie chaotycznego ruchu odbija się w lustrze, jego głębia jest bębnem totalizatora, z którego wyskakują serie refleksji: chłodne introspekcje, wykrzykniki ekstazy, precyzyjne analizy społeczno-politycznych realiów, wybuchy rozpaczy i gniewu, apokaliptyczne proroctwa. Genolog mógłby przyszpilić istotę gatunku jednym słowem: felieton.
Genologiem byłby tu Hesse. W „Grze szklanych paciorków”epoka felietonuto kryptonim kultury masowej i liberalnej demokracji, produkujących przygodne, pochopne, powierzchowne opinie. Dyscyplina dawnej racjonalności znika, dominować zaczyna dyskursywna rozwiązłość, tyleż bezrefleksyjna, co bezwzględna. Każdy może powiedzieć i napisać byle co, zaatakować innego pod byle jakim pretekstem. Dlatego epokę felietonistów trzeba nazwać też „wiekiem wojen” – estetycznych, etycznych, ideologicznych. Wojenny rytm programuje „muzyka zagłady”, kod dyletanckiej i dzikiej „nadprodukcji” we wszystkich obszarach życia społecznego[2]. Zagłada oznacza destrukcję dawnej głębi, miary, jakości, wielkości.
Pasolini jawi się w tym kontekście jako wojowniczy felietonista-hiperrealista. Jest żywym zwierciadłem, pozycjonującym się w punktach węzłowych przy demokratycznym gościńcu. Ma subiektywną opinię na każdy temat; odbija otaczającą go rzeczywistość bez zahamowań, z upodobaniem do ekscesów i transgresji – w rytmie własnej epoki. Ale uwaga: nie pulsuje wraz z nią bezrefleksyjnie. Przeciwnie, w kontrze do panujących rytmów jego prozodia, melodyka i motoryka są samoświadome. Felietonista to performer, który umiejętnie inscenizuje swój dyskurs, z wyczuciem dobierając profesjonalne rekwizyty (językoznawcze, socjologiczne, historiozoficzne).
Jeśli motorem tej prozodii okazuje się logorea, to ma ona sens głęboko agoniczny. Według Pasoliniego wynikiem presji ze strony kapitalizmu jest bowiem masowa niemota. Kolejne pokolenia, wkraczające w życie publiczne, składają się z rekrutów paraliżowanych powszechną „afazją” (WK 441). Jej skutek to transformacja „wymowy”, która prowadzi do blokady i zaniku dyskursu realnie rewolucyjnego. Możliwe są tylko artykulacje uległości: poznawczej, etycznej, estetycznej, politycznej. W konfrontacji z presją na konformizm trzeba zatem odzyskać mowę. Cel? Walka z „ludobójstwem”.
Według Pasoliniego wynikiem presji ze strony kapitalizmu jest masowa niemota
Jak wiadomo, Pasolini w specyficzny sposób definiował pojęcie ludobójstwa. Miał na myśli destrukcję niekapitalistycznych kultur, dialektów i ciał (człowiek upośledzony przez afazję niszczeje również fizycznie). Na pobojowisku zgruzowanych tradycji obserwował dewelopera monopolistę, czyli neokapitalizm importujący homogeniczną kulturę konsumpcyjną. Jej fasadą jest „dupowaty dobrobyt” z reklamy telewizyjnej (WK 479), istota zaś – „złobytem” (WK 113).
Rdzeń złobytu to udupiająca ciasnota drobnomieszczańskich horyzontów, obstalowana przez wolnorynkową samowolkę. Innymi słowy, „czysty horror budowlany” (WK 121). Makieta, w której masom żyje się lepiej wtedy, gdy desperacko imitują „zwulgaryzowane życie uprzywilejowanych” (WK 121).
Co ważne, ludobójstwo ma naturę transklasową. Rujnuje nie tylko imaginaria „prostych ludzi”, oznacza także rozbiórkę kryształowych pałaców wybujałego modernizmu. Pierwsze ofiary padły na dole – to były lokalne dialekty. Zaraz po nich jednak poszły na przemiał uniwersalne kody kultury wysokiej, rozwalcowane w bębnie technokratycznej nowomowy.
Pisanie wierszy stało się niemożliwe, bo zniszczono wrażliwość czytelników na idiosynkrazje poetyckie. Podobny los czeka za chwilę idiolekt kina autorskiego, ponieważ ludzie rozumieją już tylko żargon spektakli produkowanych przez „chadecką i amerykanizującą się burżuazję” (WK 38). A jednak nadchodząca zagłada nie spycha Pasoliniego na pozycje regresywne. Chat PPP – w przeciwieństwie do Hessego – nie ucieka w muszlę fantazji o nowej arystokracji ducha. Nie marzy o nowych klasztorach, gdzie ocalałyby i zmartwychwstały odwieczne wartości, nie skorumpowane felietonizacją.
PPP to marksista, więc nawet wtedy, kiedy daje wyraz rozpaczy, nie cofa się pod naporem żywiołu. Rozumie konieczność najwyższego ryzyka, rozważając różne warianty intelektualno-politycznego zaangażowania. Biorąc pod uwagę możliwość skoku „na głęboką wodę Prehistorii neokapitalizmu”, wie dobrze, że skok może oznaczać utratę rewolucyjnego Ja wewnątrz destrukcyjnej makiety „tworzonej przez telewizję”, w odmętach „wysoko uprzemysłowionego świata” (WK 114). Ale podejmuje ryzyko, próbując przekształcać nowomowę mass mediów w artykulacje rewolucyjne. Dlatego ciągle produkuje się w prasie, nie stroni od występów w telewizji – przemawia nie tylko jako poeta, powieściopisarz i filmowyauteur, lecz często jako publicysta. Prozodia felietonu ma kontrować prozodię ludobójstwa. Na bieżąco opisywać i współtworzyć historię walki ze złobytem.

Pasolini – przeciw chadecji, ramię w ramię z ludem
Powtórzmy: PPP występuje w „Wywiadach korsarskich” jakolarge language model(LLM) heroicznego agonizmu. Jest uwarunkowany lokalnie i historycznie, przez dialektykę dziejową nowoczesnych Włoch – ale skrypty, jakie skompresował w archiwum, mogą pomóc polskiej lewicy w jej aktualnych bataliach.
Historię włoskiej modernizacji, jaką re-konstruuje LLM, moglibyśmy zatem dziś czytać jako pouczające memento. W skrócie: burżuazja tamtejsza, w odróżnieniu od brytyjskiej i francuskiej, nie była zdolna do rewolucji liberalnej. Zawsze grzęzła w konserwatyzmie, za pan brat z feudalną nostalgią, z reakcyjnym katolicyzmem, w objęciach nacjonalizmu, który szedł w nieuchronną faszyzację.
Modelowa jest w tym kontekście nienawiść PPP do kulturowych i politycznych agentów burżuazji.
Pierwsi to włoscy inteligenci. W procesie jednoczenia Włoch wyprodukowali odgórny „język narodowy”, tworząc strukturalną ramę dla ludobójstwa dialektów, poetyk ludowego sprzeciwu przeciwko kapitalistycznej transformacji. Ludobójstwo językowe przygotowało grunt pod unifikację nacjonalistyczną, którą z kolei najpełniej wyraził reżim Mussoliniego. Gdy upadł, unifikacja faszystowska została zastąpiona przez homogenizację ekonomiczno-kulturową, importowaną z zimnowojennych i reakcyjnych Stanów Zjednoczonych.
Inteligencja pełniła w tym układzie funkcję konserwatywną, konformistyczną. Oportunistycznie hamulcową. Intelektualiści głównego nurtu korzystali z każdej okazji, żeby dealować z odgórną hegemonią. Ich zadanie polegało na spowalnianiu oddolnych „przeskoków”, dzięki którym mogłyby szybko rozwinąć się sieci oporu wobec kolejnych fal homogenizacji. Według PPP literaci płyną więc zwyczajowo z prądem „tradycji”: „zawsze idą z ołowianymi stopami, powoli, w swoich mieszczańskich dwurzędówkach, spokojni, w zgodzie ze społeczeństwem i z samymi sobą: to jest właśnie tradycyjny włoskiliterato” (WK 54).
Gorsi od konserwatywnych literatów są jednak aparatczycy chadecji. Chrześcijańska demokracja kondensuje samą esencję złobytu. O ile faszyzm Mussoliniego był przynajmniej częściowo ludowy i w sumie okazał się wodewilowym reżimem na niby, o tyle powojenny kapitalizm dewastuje kulturę i społeczeństwo do samych korzeni.
Nie jawnie, rzecz jasna, nie w pełnym słońcu i błysku fleszy, lecz za kulisami korupcyjnego konsumpcjonizmu. To właśnie tam chadecja żeruje na destrukcyjnym dobrobycie, święci śmiertelne żniwa. „Wiem też, że nagromadzenie zbrodni ludzi władzy w połączeniu z imbecylską, hedonistyczną ideologią nowej władzy sprawia, że kraj staje się bezwładny, niezdolny do reakcji i odruchów, jak martwe ciało” (WK 439).
Wiedza, jaką w tej materii dysponuje PPP (kwestią otwartą pozostaje pytanie, czy jest to wiedza prawdziwa, pozorna, czy dyskusyjna; brak tutaj miejsca, by tę kwestię analizować oraz rozstrzygać) – inspiruje do refleksji na temat systemowych fundamentów. Pasoliniemu wydaje się (powiedziałby czytelnik sceptyczny) lub Pasolini dobrze wie (oświadczyłby towarzysz broni), co było, jest i będzie fundamentem modernizacji implementowanej przez burżuazję konserwatywną.
Otóż pod rządami chadeków „uświadamiamy sobie w dramatyczny sposób, że klerykalna, katolicka, biurokratyczna, kontrreformacyjna struktura jest nadal najodpowiedniejsza, by zapewnić choćby zaspokojenie konsumpcyjnego momentu neokapitalizmu”. Właśnie dlatego „DC [Chrześcijańska Demokracja] to Reżim” (WK 381).
Mentalną strukturę reżimu tworzą przynajmniej trzy kręgi: feudalny kierat, przemysłowy walec, konsumpcyjna karuzela. Koordynuje je tryb działania, w którym gwałt ekonomiczno-ideologiczny zespawano z mechanizmem zaspokajania pragnień, wykreowanych przez systemową machinę. „Przemoc fizyczna na ciałach jest równie dobra jak konsumpcyjna agresja na ludziach” (WK 382). Przymus pracy gwarantuje produkcję, a kompulsja – konsumpcję. Agresywne socjotechniki pobudzają z kolei do pożądanych zachowań obywatelskich. Klientów partii rządzącej trzeba asertywnie pobudzać, a czasem brutalnie indoktrynować, żeby zaspokoić ich aspiracje polityczne i kulturowe. „To jest prawdziwy faszyzm” (WK 381).
W takim systemie punktem węzłowym musi być ciało, w pierwszym rządzie jako obiekt strukturalnej przemocy. Dlatego PPP nie poprzestaje na samym opisie cielesnego stanu rzeczy. LLM to także model liryczno-lamentacyjny, który opiewa, a zarazem opłakuje zagrożoną lub zdewastowaną cielesność ludową. W połowie lat 70. mówi: „żałuję tego przedindustrialnego świata chłopskiego i tego niedorosłego świata proletariackiego, który istniał we Włoszech jeszcze kilka lat temu, powiedzmy nie więcej niż pięć czy sześć. Myślę, że w tamtym świecie uczucia ludzkie były realizowane o wiele lepiej i pełniej niż dzisiaj, przynajmniej wśród ludu” (WK 391).
Liryka ta przypisuje ciałom „klas ubogich” rangę ostatniej już realności zdolnej artykułować potrzebę sprzeciwu. Z tego punktu widzenia „jedyną zachowaną rzeczywistością jest rzeczywistość ciała” (WK 363). Chłopi i robotnicy we Włoszech nie istnieją, albo właśnie przestają istnieć na poziomie świadomości klasowej, ponieważ świadomością dominującą, w sumie jedyną – stała się pseudoświadomość mieszczańska. Jako stan osiągnięty lub aktualnie osiągany, konstytuuje ona mentalność korupcyjnego hedonizmu. Istnienie chłopów i robotników jest więc wyłącznie somatyczne (WK 270) – gdyż w wymiarze ekonomicznym i kulturowym finalizuje się transformowanie ich w drobnomieszczan. Dlatego goła somatyczność, odarta z resztek poprzedniej samowiedzy politycznej, to jedyne residuum klasowości antysystemowej. Ostatnia reduta instynktownego heroizmu, który kontruje hedonizm programowany przez chadecki złobyt.
Goła somatyczność, odarta z resztek poprzedniej samowiedzy politycznej, to jedyne residuum klasowości antysystemowej
Ktoś, kto szuka ostatniego rezerwuaru rewolucyjnej energii, musi zatem odwołać się do ciała. Jedynie ono zachowało jeszcze resztki zdolności, by korygować afatyczną mowę, uzbrajać ją w „prawdziwe znaczenia i potrzeby”. Ostatnia szansa na rewolucję kumuluje się w odruchu cielesnym. „Można powiedzieć, że jest to mój ludowy »mit«” (WK 271).

Kutasini – z nową lewicą i socjalizmem „prawdziwym”?
To oczywiście mitologia nowolewicowa. W tym samym czasie, co Pasolini, na przełomie lat 60. i 70., skodyfikowała ją Nina Simone, we wzorcowej formie poetyckiej. Jej słynny hymn,„Ain’t Got No, I Got Life” (1968), lament będący pieśnią wojenną, artykułuje doświadczenie fundamentalne.
Rasom i klasom uciskanym nie zostało nic oprócz nagiego życia. Nie mam edukacji, kultury, roboty, kasy i nawet skrawka własnej ziemi, ale zostały mi nogi, cycki, skóra, płeć, wątroba i krew. To są okopy mojej wolności. Tu stoję, tańczę, krzyczę, śpiewam, walczę.
Taki agonizm somatyczny wygrywa melodię miłą dzisiejszej lewicy. Pod strzechy trafiło wszak przekonanie, że neoliberalizm – wariant neokapitalizmu, który zdaniem Pasoliniego jest po prostu starym kapitalizmem (WK 383) – operuje dziś na poziomie molekularnym. Każda najmniejsza komórka społeczna i cielesna staje się polem eksploatacji z jednej strony, a walki z drugiej.
Z perspektywy PPP zejście na poziom molekularny wynika z faktu, że „różnica między burżujem a robotnikiem ma charakter ekonomiczny, ale nie ma już między nimi różnicy kulturowej” (WK 461). Hegemonia burżuazji w obszarze nadbudowy stała się tak przygniatająca, że walkę trzeba toczyć w obszarze bazy. Nie tylko z powodów normatywnych, czyli pod dyktando przekonania, że ruch oporu właśnie tampowiniensię konsolidować. Ważniejsza była i będzie presja samej realności – w realu bowiem rzeczywista walka tli się jeszcze na gruncie najniższym, najbardziej podstawowym. Tutaj więc trzeba reorganizować walkę klas 3.0 (po dziewiętnasto- i dwudziestowiecznej). Tak myśli dziś znaczna część lewicy, a Chat PPP nierzadko jej sekunduje. „Wojenka kulturowa” nie ma sensu. Trzeba wrócić do walki ekonomicznej.
W świetle fundamentalizmu sprzężonego z ekonomizmem wychodzi na jaw inna zasadnicza różnica. „Uważam konsumpcjonizm za gorszy faszyzm niż faszyzm klasyczny, ponieważ faszyzm klerykalny nie przekształcił Włochów, nie wszedł w nich” (WK 461). Cały reżim Mussoliniego „miał charakter pikniku” (WK 418); był powierzchowny, niegroźny dla społecznej istoty. W porównaniu z obecnymi chadekami „faszystowscy dygnitarze jawią się jako żałośni. Co mogli ukraść w tych nieszczęsnych Włoszech? Parę groszy” (WK 218). Z kolei powojenni neofaszyści przynajmniej częściowo dzielą z komunizmem respekt dla infrastruktury państwa opiekuńczego. „Przyjeżdżając do Bolonii zobaczyłem na murach napisy »więcej szpitali, mniej antyfaszyzmu«, sygnowane przez MSI”[3]– zauważa PPP. I dodaje: „nie oznacza to, że nie mogę powiedzieć: tak, więcej szpitali” (WK 430).
Brzmi znajomo? W „Manifeście komunistycznym” Marks z Engelsem zwrócili uwagę na problem socjalizmu „prawdziwego”. Jest to formacja, która tak nienawidzi burżuazji i jej liberalizmu, że lekceważy konserwatyzm, a czasem wchodzi z nim w alianse – w rezultacie zaś sama staje się reakcyjna. „»Prawdziwy« socjalizm, będąc w ten sposób orężem w ręku rządów przeciw burżuazji niemieckiej, reprezentował także bezpośrednio interesy reakcyjne”[4].
Zdaniem Klasyków goły ekonomizm nie wystarczy, żeby zagwarantować lewicy wiarygodność oraz skuteczność. Instytucje obstalowane przez państwo „opiekuńcze” można łatwo przekształcić w infrastrukturę nowego feudalizmu. A on, podobnie jak jego historyczny antenat, służyć będzie „rządom absolutnym wraz z ich orszakiem klechów, bakałarzy, hreczkosiejów i biurokratów”[5].
To ważne memento dla lewicy współczesnej. Zwłaszcza w III RP, gdzie kler, bakałarze i hreczkosieje od początku transformacji służą kapitalizmowi chadeckiemu. Problematyczne są więc lewackie pozdrowienia słane agentom pisowskiej „polityki socjalnej” – podobnie jak ukłony na widok katolicyzmu ludowego. „Mniej kościołów, więcej antyfaszyzmu!” – być może akurat w tę retorykę warto zainwestować więcej niż w gadaninę o szpitalach?
Trzeba też napominać lewicową politykę pamięci. Fundamentalizm mnemoniczny wykopuje dziś na potęgę artefakty chłopskiej krzywdy. Jest to część polityki tożsamości, bazującej na przekonaniu, że neoliberalizm zakorzenił się tak głęboko, przybrał formy tak jaskiniowe – że reakcja nań musi mieć formę adekwatnie paleontologiczną. Stąd sięganie do najbardziej rudymentarnych wyobrażeń społecznych – by w resztkach pańszczyźnianych kości szukać prochów ludowego gniewu. Inteligenckie poczucie winy i odgórny sentymentalizm klasowy przekształcają się tutaj w nostalgie rabacyjne. Czerwony konserwatyzm pieni się ramię w ramię z reakcjonizmem prawicowym – na pohybel konserwatywnym liberałom.
Sprzężenia zwrotne, powstające w takim układzie, są fatalne na wielu poziomach, przede wszystkim jednak upośledzają lewicę poznawczo. Jej myślenie grzęźnie w kręgu pobożnych życzeń, inwestuje w złudne nadzieje na zmartwychwstanie archaicznych wzorców oporu.
Dochodzi przy tym do lekceważenia faktów fundamentalnych. Chłopi zniknęli, kościuszkowcy tym bardziej – i nie wrócą nam na ratunek. Sytuację świetnie podsumował Debord: wintydżowy spektakl neokapitalizmu „odtwarza pseudowieś”[6]. Jeśli lewica liczy, że przy okazji uda się jej rekonstrukcja prawdziwego ludu z dawnych czytanek historycznych – to się przeliczy. Globalną wioskę zaludnia przecież „neochłopstwo”. Drobnomieszczanie, konsumenci, konformiści polityczni. W tej sytuacji odwołania do imaginarium ludowego będą tylko pogłębiać indukowaną systemowo apatię. Dewiza „neochłopskiej” inercji brzmi: „tutaj nic się nigdy nie wydarzy”[7].
Jednocześnie to, co w gruncie rzeczy unieruchomione, na powierzchni wciąż będzie produkować bańki marzeń o ruchawce. Pasolini dobrze rozumiał obiektywne implikacje całego procesu, mimo swej subiektywnej miłości do mitologii ludowej. A jako jasno widzący, ostatecznie wymknął się z sieci czułostkowego sojuszu z folklorem (Gramsci). Uświadomił sobie, że dynamika konfrontacji z „prehistorią” neokapitalizmu, tężejącą na jego oczach – nie powinna skutkować uciekaniem się pod obronę „prehistorycznych” wyobrażeń walki klasowej.
Jeszcze na początku lat 70. Pasoliniemu wydaje się, że właśnie takie wyobrażenia należy uruchomić. Chodziłoby o ocalenie ludowej substancji i jej odpowiednią aktywizację. Cel to nie tylko walka z neokapitalizmem, napierającym z zewnątrz, stawką jest również opór przeciw wewnętrznej transformacji robotnika w filistra. Ten ostatni wygląda młodo i pozuje na radykała, ale okazuje się tak stary jak modelowy drobnomieszczanin. W jego myśleniu i działaniu nie ma „nic nowego”. Jest natomiast „kaznodziejski ton, moralizatorstwo”, szantaż emocjonalny i etyczny – „wszystko doskonale przewidywalne” (WK 271).
W strukturze takiej podmiotowości jedynie jej „prehistoryczna” cielesność kontruje złą transformację. Najbardziej rudymentarne odruchy psychosomatyczne sprawiają, że „młody robotnik”, przekształcony już we wzorcowego radykała, wciąż jeszcze nie chce myśleć komunałami, gadać sloganami, działać według broszurowych schematów. „Czuło się, że miał biedne dzieciństwo z matką, która była kobietą z ludu” – zauważa Pasolini, obserwując jednego z działaczy komunistycznej młodzieżówki. A „w jego oczach, gdy mówił, gniew i zajadłość, polemika zamieniały się w naiwny smutek, że musiał powiedzieć to, co powiedział”. Przy czym jedynie „jego głos, jego ciało, jego płeć” przeczyły neochłopskiej, małomieszczańskiej nowomowie. I to napięcie między ciałem a mową przyprawiało go „niemal o spazmy płaczu” (WK 271).
Kilka lat później, w połowie dekady, ten wewnętrzny konflikt znika, razem z „prehistoryczną” tożsamością ludową. Dokonało się, a transformacji nie opłakuje nawet ten, kto w rezultacie stracił pierwotną podmiotowość. Jeden z przykładów: „mas robotników katolickich już nie ma” (WK 454). Bezsensowne są wobec tego marzenia o rewolucyjnym braterstwie z proletariackim katolicyzmem. Wnioski? Mogą być różne, ale jeden będzie kluczowy: należy pożegnać świat dawnych wyobrażeń marksistowskich.
„Widzisz, w świecie, który wielu z nas sobie wyobrażało (…) był podły kapitalista w cylindrze, z dolarami wysypującymi się z kieszeni, i wychudzona wdowa domagająca się wraz z dziećmi sprawiedliwości. Krótko mówiąc, piękny świat Brechta” (WK 471). W realu tymczasem niewiele z tego świata zostało. Są oczywiście nikczemni kapitaliści i wynędzniałe wdowy, ale relacje między wyzyskiwaczami a wyzyskiwanymi skomplikowały się na tyle, że najstarsze i najprostsze wzorce antagonizmu klasowego nie mają już racji bytu. Tęsknota za nimi prowadzi na manowce. Dlatego trzeźwo myślący LLM komunikuje: „Nie odczuwam nostalgii. Nigdy” (WK 400).
W ostatnim wywiadzie, udzielonym na dzień przed śmiercią, Pasolini uznaje kogoś, kto „marzy o powrocie do dawnego życia” – kto chciałby walczyć przy pomocy dawnych form walki – za „chorego nostalgika” (WK 473).
Tęsknota za archaiczną polaryzacją, w ramach której po jednej stronie stoją oprawcy (kapitaliści) a po drugiej ofiary (lud) okazuje się dysfunkcyjna (dysfunkcja zaś może być jednym z synonimów choroby). Klasyczny podział pod hasłem „stań po stronie słabych” traci sens, gdy okazuje się, że „każdy jest słaby, ponieważ każdy jest ofiarą”. A jednocześnie „wszyscy są winni, bo wszyscy są gotowi na zabawę w rzeź” (WK 470).
Tam, gdzie wszyscy są chorzy, homogenizujący spektakl implikuje pytanie, czy w ogóle istnieje refleksyjność zdrowa. Chat PPP podpowiada: zdrową może być taka lustracja społecznego otoczenia, której nie deformują cepeliowe nostalgie. Innymi słowy, trzeba zobaczyć siebie i swoich towarzyszy w pełnej złożoności. Przyznać przed sobą i innymi, że byliśmy, jesteśmy i nieprędko przestaniemy być problematyczni, poskładani ze sprzeczności.
W przypadku Pasoliniego zdolność do takiej lustracji dochodzi do głosu podczas rozmów o młodych chłopach, robotnikach i studentach, kontestujących system na całym świecie. PPP sławi „hunwejbinów”, a zarazem ostrzega przed ich dogmatyzmem, moralizatorstwem, bigoterią (poznawczą, etyczną, seksualną i polityczną).
Hunwejbini bywają heroiczni i rewolucyjni, ale są także małostkowymi reakcjonistami. Mają represyjne podejście do seksu i kultury, często kumulują w sobie to samo filisterstwo, ten sam groźny sadomasochizm, któremu hołdowali ich „tatuśkowie” (WK 218). O prowincjonalizmie młodych kontestatorów Pasolini mówi w 1968 roku właściwie to samo, co Debord pisał rok wcześniej na temat neochłopów. Obiektem lustracji jest pruderia, typowa dla „całej tej słynnej chłopskiej moralności, która następnie się zdrobnomieszczaniła w fazie paleoindustrialnej” (WK 218).
LLM pokazuje jej fucka. Z Pasoliniego wyskakuje Kutasini. O co mu biega? O właściwe podejście krytyczne. Do kontrkulturowej rewolucji seksualnej żywi niechęć, gdyż postrzega ją jako kolejną ofensywę neokapitalizmu, komercjalizującego wszystko, włącznie z rzekomo wolną miłością. Jednocześnie PPP nie chce, żeby krytycyzm zapiekł się w moralizatorstwie.
Kiedy więc mówi o pożądanym ciele ludowym, propaguje taką formułę estetyczno-polityczną, która wykreuje i odzwierciedli cielesność obsceniczną, czyli realnie wyzwalającą. Film „Kwiat tysiąca i jednej nocy” ma udowodnić, że ludowa seksualność mogłaby naprawdę rozkwitać poza scenografiami cepeliowych polaryzacji. Na tym polega obsceniczność – i jej pozytywność.
Ale do gry wchodzi również negacja. Kumuluje się w „wielkim kutasie na ekranie”. Część publiczności deklaratywnie postępowej ma problem ze zrozumieniem, że kutas to nie relikt wygrzebany z patriarchalnej rupieciarni, lecz agent nowatorskiej prowokacji. PPP inscenizuje ją, by zanegować konieczność ulegania „goszystowskiemu moralizmowi”. Prowokacja spełnia swą funkcję, obnażając moralizm. Jego „westalki” były „oburzone i płakały ze zgorszenia dokładnie tak samo jak westalki tradycji”. Filisterscy rzecznicy ludu pracującego wychodzili z projekcji, używając „tych samych słów, co prokuratorzy” (WK 364).
Kutas to nie relikt wygrzebany z patriarchalnej rupieciarni, lecz agent nowatorskiej prowokacji
Uwaga: stawką nie jest wyłącznie model kinematografii. Gra strategiczna toczy się o strukturę samowiedzy. O prawo do obrazowania obscenicznych prawd, akumulowanych w dwóch silosach.
Silos pierwszy kompresuje energię prawdy ekstatycznej. Dzięki niej możliwe będzie wyjście ze stanu apatii i inercji. Cel to ek-stasis, czyli katapultowanie się poza neokapitalistyczną ciasnotę, w sferę alternatywnych modeli społeczno-politycznych. W silosie drugim z kolei dojrzewają prawdy trzeźwiące. To deziluzje, uświadamiające hunwejbinom ich reakcyjność. Feministkom – że „nie ma czegoś takiego jak niewinna ofiara” (WK 332). Akwizytorom genderowego sentymentalizmu – że „w erotycznej relacji między homoseksualistami nie ma żadnej więzi, żadnej męskiej solidarności” (WK 388).
Kutasini powinien więc z jednej strony wskazywać alternatywne światy, a z drugiej dekonstruować zmistyfikowane autoportrety. Bałamutne autorefleksje trzeba demontować jak oszukańcze lustra, nawarstwione między ludźmi a przejściami do nowych światów.

Cwelini – agent angażujący do neokomedii?
W połowie lat 70. nadchodzi dysforia, wytrzeźwienie po ekstazach Maja ’68. Pasolini miał do nich od początku stosunek dwuznaczny, a może dialektycznie poliwalentny. Cenił amerykańską nową lewicę, widząc w niej prawdziwie rewolucyjny i wolnościowy rozmach wielkiej burżuazji (WK 218). Jednocześnie ostro krytykował młodzież włoską za ciasnotę horyzontów, w których „cudownie terrorystyczny zapał” wyradza się w „drobnomieszczańską moralistykę” (WK 217). Kontrkultura jawiła mu się jako formacja w istotnym stopniu filisterska; studenckie protesty postrzegał jako śmieszną kłótnię w małomieszczańskiej rodzinie, gdzie dzieci przechodzą krótką fazę buntu, żeby następnie pogodzić się z reżimem. Dlatego deklamował: „Nienawidzę was, drodzy studenci. (…) Wyglądacie na nieodrodne dzieci waszych tatusiów. (…) Patrzycie tak samo złym wzrokiem. (…) Tchórzliwi, niepewni, zagubieni…” (WK 245). Zarazem obok nienawiści kultywował miłość – do wymarzonego chłopa z Azji i Afryki, który zerwie kajdany kolonializmu i wtargnie w mieszczański świat z rewolucyjną furią. Widział też jednak, jak postępuje globalne „ludobójstwo”, polegające na wielkim „zastępowaniu wzorców” (WK 421). Skutek? Dawne paradygmaty ludowe i proletariackie ulegają brutalnemu wyrugowaniu przez neokapitalistyczny konsumeryzm. Rodzi się złobyt nowego dobrobytu. Widoki na rewolucję marnieją.
Na tle tej złożoności; hedonistycznej, a jednocześnie przemocowej; euforycznej, lecz ostatecznie traumatyzującej – operował Kutasini. W jednej dłoni miał róg obfitości tryskający marzeniami o przed- lub postkapitalistycznych idyllach, w drugiej dzierżył rózgę odczarowania. Rózga celowała w miraże klasowe i tożsamościowe. Zadanie Kutasiniego polegało na uświadamianiu ludziom, że efektem „ludobójstwa” jest niwelacja infrastruktur dotychczasowego solidaryzmu. Robotnicy przekształceni w filistrów ulegają desolidaryzacji; homoseksualiści są spychani przez reżim w ciemność gołej walki o byt (to dlatego w ramach obecnego reżimu nie ma między nimi „żadnej męskiej solidarności”). Destrukcji ulega również dziewictwo ofiar, mit ich niewinności. W rezultacie nie istnieje „niewinna ofiara”. „Kobieta jest współwinna temu, co jest teraz jej złym samopoczuciem, bo do tej pory akceptowała to bez zastrzeżeń” (WK 332).
Nastroje, w jakich dojrzewały wówczas takie rozpoznania, najbrutalniej wyraził Lyotard. „Ekonomia libidinalna” ujawnia, że proletariusz i subaltern to „cwel przecwelony”[8]. Ktoś, kto nie tylko został zgwałcony przez maszynerię kapitału, lecz również akceptuje gwałt. I czerpie zeń perwersyjne rozkosze.
W tym kontekście chciałbym sformułować kilka dialektycznych wniosków z lektury Pasoliniego, obiektywizując je w formie radykalnych normatywów. Niech wyartykułuje je Cwelini – mój autorski konstrukt, wypreparowany z „Wywiadów korsarskich’. Animować go będzie pytanie: Jak rewolucyjnie przecwelić tych, których przecweliło „ludobójstwo”?
Po pierwsze, trzeba zacząć do dialektycznej akceptacji faktu dokonanego. Żyjemy po „ludobójstwie”, co znaczy, że nie ma już dawnych „ludów”. Ich dialekty, sukmany i folklory zniknęły lub istnieją tylko w ideologicznych graciarniach. Wywlekanie ich stamtąd to inwestycja w wojny przedpotopowe. Sukmana Szeli, kaszkiet Hiper-Robociarza – są przebraniami dla chorowitych nostalgików.
Po drugie, tam, gdzie dokonało się „ludobójstwo”, powstała nowa klasa uniwersalna. Neochłopstwo, czyli drobnomieszczaństwo. Wszyscy jesteśmy drobnomieszczanami: na poziomie aspiracji materialnych, w obszarze nawyków kulturowych. Jednak wbrew temu, co sugerował Pasolini, nowa walka nie może odbywać się w starych rezerwatach, gdzie wegetują ostatni Mohikanie wczorajszych walk klasowych i tożsamościowych. Owszem, niedobitki proletariatu jeszcze istnieją, podobnie jak wiaruski polityki tożsamości. Ich zmagania z różnorodnymi formami reakcyjno-kapitalistycznej represji zachowują więc sensowność lokalną – ale nie będą w stanie zmodernizować wojny z Reżimem na platformie powszechnej. Dotychczasowe klasy i tożsamości to formacje partykularne, dlatego powinny pełnić funkcję subsydiarną. Trzeba je podporządkować nowej wojnie – o pożądany sens samowiedzy drobnomieszczańskiej.
Z tego wynika – po trzecie – konieczność walki o nową kulturę. Pasolini twierdził, że resztki dawnych klas są wciąż obecne, ale konflikty między nimi rozgrywają się jedynie na poziomie ekonomicznym, gdyż kulturowo wszyscy zostaliśmy ujednoliceni. Kutasini powinien uświadomić mu błąd w ocenie sytuacji. I podkreślić: konflikt trzeba zredefiniować w kategoriach kulturowych, ponieważ lewica musi zburzyć hegemonię złej kultury oraz zbudować własną. W tym celu musimy przecwelić drobnomieszczan, czyli samych siebie. Zelektryzować, zintegrować i zreorganizować nas wszystkich nowym kodem kulturowym. To z kolei zadanie Cweliniego.
Wynika stąd – po czwarte – postulat przecwelenia klasycznego marksizmu. Według Marksa twórcza praca (w domyśle: również rewolucyjna) jest „diabelnie poważnym trudem” i nie może być „zabawą” dla „gryzetek”[9]. Walter Benjamin zauważył jednak, że już w imaginarium dziewiętnastowiecznym, czyli stosunkowo wcześnie, pojawiła się szansa na kreatywną integrację pracowników sektora usługowego z zapleczem rządów socjalistycznych. Subiekci zatrudnieni w „sklepach z nowościami” często mieli za sobą „studia humanistyczne”. „Widać wśród nich nawet likwidujących swe pracownie malarzy i architektów”[10]. Strategiczne implikacje tego stanu rzeczy znacznie wcześniej od Benjamina wyczuł Prus w Lalce. Subiekt Klejn (nazwisko znaczące) – agent mizerny, małomieszczański – awansuje tam na bohatera, który jako jedyny ma odwagę myśleć i mówić, że socjalizm może być największą potęgą dziejową.
Po piąte, trzeba stale przypominać, że „po ludobójstwie” to właśnie „gryzetki” i „subiekci”, a szerzej „usługowcy”, najogólniej zaś drobnomieszczanie – zastąpili chłopów i robotników jako klasa paradygmatyczna. Dlatego restart myślenia o rewolucji musi znaleźć jeden z kluczowych przyczółków we wnętrzu tej klasy. Ona bowiem została modelowo uformowana przez współczesny kapitalizm, a ewentualne przezwyciężenie kapitalizmu może zacząć się tylko w jego czeluści. Tak dzisiaj myśli np. Antonio Negri, klasyk post/operaizmu, współzałożyciel grupy Potere Operaio, z którą na przełomie lat 60. i 70. sympatyzował Pasolini.
Po szóste, podburzanie „gryzetek”, cwelenie drobnomieszczan musi mieć formę ludyczną. Bez radykalnej zabawy nie będzie aktywizmu. W społeczeństwie spektaklu idee rewolucyjne nie mogą kojarzyć się wyłącznie z „diabelnym trudem” – powinny być także, niekiedy nade wszystko, diabelnie zabawnymi grami.
Podburzanie »gryzetek«, cwelenie drobnomieszczan musi mieć formę ludyczną. Bez radykalnej zabawy nie będzie aktywizmu
Stąd dezyderat siódmy. Powinniśmy rehabilitować poetykę komedii, również na przekór klasycznemu marksizmowi. Ten miał awersję do „komediantów”, kojarzył ich bowiem ze ściemniaczami, którzy nie wierzą we własne idee, grają natomiast komedię zaangażowania[11]. Samemu Marksowi chodziło głównie o wampiryancien régime’u, później jednak historia „realnego socjalizmu” dowiodła, że zarzut komedianctwa dotyczy również upiorów lewicowych. Ale znowu: już nie teraz. Nie po „ludobójstwie”. Nie po bankructwie marksistowskiego dogmatyzmu w „krajach demokracji ludowej”. I nie po kompromitacji „zachodniego marksizmu” podczas wojny w Ukrainie. Dziś widać wyraźnie, że wszystkie wczorajsze modele „poważnej” identyfikacji z lewicowymi prawdami wiary tracą rację bytu. Marksista racjonalny nie może być dawnym fideistą. Paradoks współczesnej dialektyki polega na tym, że ten, kto traktuje czerwoną myśl poważnie, nie może nie traktować własnego zaangażowania bez autokrytycznego dystansu, bez autoironii. Jeżeli ktoś w ogóle ma rewitalizować marksizm, to programowi komedianci.
Przynajmniej częściowo rozumiał to sam Pasolini – po ósme. Dlatego meandrował między tragedią i komedią. Z jednej strony miał za złe młodym ludziom, że wielki kryzys społeczny lat 60. przeżywają w sposób „rozbawiony” (WK 166). W maju 1968 roku oskarżał protestujących studentów o bycie burżuazyjnymi klaunami (zdawało im się, że walczą z systemem, w istocie zaś modernizowali go za zgodą „tatusia”) (WK 251). Wobec tego PPP próbował rewitalizować etos ofiarniczy, poetykę całopalnego zaangażowania. Mówił do młodych: „przyszedłem tutaj, by dorzucić do ognia walki własne ciało” (WK 220). Z tragedii bowiem miały rodzić się „świętość i heroizm”, podczas gdy „tolerancja” skazywała wrogów reżimu na wegetację w spacyfikowanych „gettach” (WK 334). Ale… z drugiej strony doceniał rolę „kabaretu” jako spontaniczności kontestującej odgórną teatralizację życia społecznego (WK 204). Jego zdaniem „wesoła zabawa” była pożądanym modelem egzystencjalnym, estetycznym i politycznym, gdy okazywała się „skrajnym nieposłuszeństwem” (WK 280). Niedługo przed śmiercią powiedział, że wszystkie jego filmy są nacechowane wysublimowanym komizmem. A „komizm meandruje” (WK 458).
Co znaczy meandrować? – po dziewiąte. Cwelini podpowiada: meandrowanie to udział w takiej komedii kontestacyjnej, która pozwala kontestatorom wyśliznąć się spod kosy. Ocalić własny radykalizm, a zarazem uniknąć karzącego przeznaczenia. Pasoliniemu w końcu udaje się przezwyciężyć wcześniejsze sprzeczności i dojść do kluczowej konkluzji. Radykalizm nie powinien być tragedią ofiarną. Nie wolno oczekiwać od ludzi, że „zradykalizują się w kierunku świętości” – czyli męczeństwa (WK 316). „Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie” – to tytuł ostatniego wywiadu, udzielonego 1 listopada, w dzień Wszystkich Świętych. Następnego dnia Pasolini został zamordowany. Tytułowe „niebezpieczeństwo” interpretowałbym więc jako ciągłe zagrożenie tragedią, żywiołem żądającym ofiar. W trakcie rozmowy pojawia się refleksja: „Tragedia polega na tym, że nie ma już ludzi, są tylko pociągi, które zderzają się ze sobą. A my, intelektualiści, bierzemy rozkład jazdy pociągów z zeszłego roku albo sprzed dziesięciu lat i mówimy: ale dziwne, że te dwa pociągi się nie mijają i jak to się stało, że tak się o siebie rozbiły?” (WK 468). Komedia kontrująca tragedię musi zatem kontrować mordercze fatum.
I wreszcie: kto w tym wypadku powinien ocaleć? Między innymi wywrotowy intelektualista. Musi przeżyć na pohybel populistom, którzy chcą go uciszyć, usadzić, upokorzyć. Ten, który intelektualizuje towarzyszy podróży w duchu bezkarności – ma przetrwać. I programować futurystyczne rozkłady jazdy tak, żeby rewolucjoniści unikali tragedii. Chodzi o to, by wolny człowiek miał dobrą zabawę – na pohybel Reżimowi. Żeby myślał i żył diabelnie, na pełnej kurwie, a w dodatku ocalił skórę. Niech już nigdy nikt z nas nie da się zabić w Ostii.

[1]W ten sposób oznaczam: P. P. Pasolini, „Wywiady korsarskie o polityce i życiu 1955–1975”, przeł. I. Plesiewicz-Świerczyńska, Sieradz 2023. Liczba oznacza numer strony.
[2]H. Hesse, „Gra szklanych paciorków”, przeł. M. Kurecka, Poznań 1971, s. 357, 21.
[3]Movimente Sociale Italiano – partia nacjonalistyczno-neofaszystowska.
[4]K. Marks, F. Engels, „Manifest komunistyczny”, w: tychże, „Dzieła wybrane”, t. I, Warszawa 1949, s. 49.
[5]Tamże.
[6]G. Debord, „Społeczeństwo spektaklu”, przeł. M. Kwaterko, Warszawa 2006, s. 122.
[7]Tamże.
[8]J. F. Lyotard, „Économie Libidinale“, Paryż 1974, s. 136.
[9]K. Marks, „Zarys krytyki ekonomii politycznej”, przeł. J. Wyrozembski, Warszawa 1986, s. 491.
[10]W. Benjamin, „Pasaże”, przeł. I. Kania, Kraków 2005, s. 83.
[11]K. Marks, „Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp”, przeł. L. Kołakowski, w: K. Marks, F. Engels, „Dzieła”, t. I, Warszawa 1976, s. 461.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1dwzve
d1dwzve
d1dwzve