Wywiad z sekretarzem i wydawcą pamietników Thomasa Mertona
KB: Wszystko to oznacza też, że ogromnie ważne było dlań odkrycie wolności. Czy spróbowałby brat powiedzieć coś o jego pojmowaniu wolności – wolności wewnątrz Reguły, wewnątrz klasztoru? Czasami widać na tej linii sprzeczność.
PH: Merton wierzył w osobę – co nie znaczy, że był przeciwko instytucji, ale na pierwszym miejscu stawiał człowieka – i jego sumienie. Jak mawiał kardynał Newman, sumienie jest papieżem duszy. Wolny człowiek z jasnym sumieniem może czerpać naukę z życia ascetycznego. Ktoś, kto wstępuje do klasztoru, naprawdę urasta w wolność, ucząc się tego przez lata różnych doświadczeń i walki. Z początku troszczy się o strukturę, zasady itd., ale potem zaczyna sobie zdawać sprawę, że w rzeczywistości liczy się bezpośredni kontakt z Bogiem. Że istotne jest bycie osobą wystarczająco wolną, by móc być z Bogiem w jedności, iść w życiu naprzód, wzrastać i rozwijać się. Myślę, że wzrastanie w wolności jest bardzo ważne.
KB: A w kontekście powszednim nie dostrzegał brat w Mertonie jakiegoś napięcia – między posłuszeństwem, monastycznym posłuszeństwem, a jego rozumieniem wolności – wolności w życiu codziennym Thomasa Mertona?
PH: Obserwowałem je z bliska na początku lat sześćdziesiątych. Pisał wtedy o wolności i sprawiedliwości. W pewnym momencie zwierzchnicy – generał zakonu i cała „góra” – poprosili go, a właściwie nakazali, by skupił się raczej na życiu kontemplacyjnym, pisanie o wolności i sprawiedliwości pozostawiając biskupom i teologom. Oczywiście podporządkowanie się było dla niego niełatwe. Mówił, że teologowie i biskupi siedzą cicho, nie występują i nie mówią, więc on, jako mnich, czuje się zobowiązany do mówienia na głos. Ludzie troszczący się o swoją reputację nie chcą wypowiedzieć niewłaściwego słowa. Myślę, że wiele wycierpiał. Może powinien był się wtedy przeciwstawić? Tak czy inaczej nie zrobił tego, zachował się zgodnie z regułami. I na dłuższą metę się to opłaciło; sama historia wzięła rewanż. W końcu opublikowano wszystko, co pisał o pokoju. Zatrzymane wcześniej pisma trafiły na Sobór Watykański II. Korzystali z nich biskupi zainteresowani zagadnieniami pokoju i sprawiedliwości, co pomogło im sformułować
dokument o Kościele we współczesnym świecie, czy wreszcie encyklikę Pacem in Terris. Merton żartował, że skoro jego pismom tak blisko do papieskiej encykliki, to całe szczęście, że Jan XXIII nie musiał przejść przez trapistowską cenzurę. Z pewnością by go powstrzymała. Ostatecznie ukazały się wszystkie artykuły Mertona na temat pokoju i sprawiedliwości. Przypomina mi to bardzo przypadki Karla Rahnera, Henriego de Lubaca czy Jeana Danielou – wszystkich ich „pomścił” Sobór Watykański II. Kolej Mertona przyszła nieco później. Nawet te spośród jego pism, które nie zostały jeszcze wydane, posłano do Rzymu do wglądu komisji pracującej nad Pacem in Terris. Odpryski myśli Mertona widać w encyklice, w konstytucji o Kościele we współczesnym świecie i w innych dokumentach Soboru.