Pan jest dziennikarzem, z pochodzenia pół Kanadyjczykiem, pół Irańczykiem, mieszka Pan w Anglii, nie jest Pan religijny. Postrzega Pan świat w sposób bardzo szeroki. Czy trudno jest żyć, będąc kimś bez jasno określonej tożsamości i wartości, w które można wierzyć?
Tak, bo to zmusza do myślenia i nie daje możliwości zawierzenia jednej absolutnej prawdzie. Łatwo być owieczką prowadzoną przez pasterza, która jedyne, co musi, to iść tam, gdzie się jej każe i robić swoje. Ciężej jest, jak zaczynasz się zastanawiać nad różnymi rzeczami, wątpić w nie, kwestionować. Ja wychowałem się w rodzinie politycznej, która nienawidziła ideologii i zawsze miała wobec niej wątpliwości, widziałem wojnę, przeżyłem rewolucję, później z kolei doświadczyłem kapitalizmu, poznałem jego pozytywną, jak i negatywną stronę, odbyłem podróże do ponad 70 krajów, pisałem reportaże na temat ludobójstwa w Rwandzie, gwałtów w Kongo, AIDS w Południowej Afryce. Te wszystkie doświadczenia sprawiły, że raczej negatywnie postrzegałem ludzkość w ogóle. Co ciekawe, ten pobyt w więzieniu zmienił moje podejście. Teraz staram się patrzeć na wszystko bardziej pozytywnie.
Co sprawiło że przeżył Pan więzienie i tortury?
Myślę, że właśnie ta wewnętrzna siła, która u mnie bierze się z zaplecza kulturowego, budowanego poprzez czytanie, podróże, zderzenie z różnymi światopoglądami, ludźmi, to, że staram się mieć zawsze otwarty umysł. W więzieniu próbują cię indoktrynować, najpierw izolują, pozbawiają możliwość zaspokojenia wszystkich twoich potrzeb, a potem zaczynają manipulować, robić pranie mózgu, zmuszać do myślenia tak jak oni. Trzeba być na tyle silnym, żeby to zablokować, na tyle pewnym tego, w co się wierzy, żeby nie ulec naciskom.